niedziela, 5 maja 2013

Pierwsza pani B

W całej historii mojego chorowania miałam ogromne szczęście. Nie byłam zadowolona z pierwszego kardiologa i pani dermatolog poleciła mi innego = szczęście. Do dermatologa też trafiłam przez przypadek = szczęście. Po raz kolejny los był dla mnie szczęśliwy, gdy nie uwierzyłam lekarce chorób zakaźnych. Nie uwierzyłam nie dlatego, że podważam zdanie lekarzy, ale z powodu rażących błędów, które ona popełniła podczas wizyty = szczęście, że je popełniła. Moje kolejne szczęście polegało na tym, że mamy koleżanka z pracy ma koleżankę, której syn poważnie zachorował (wiem, skomplikowane ;-) ). Okazało się, że choruje na boreliozę z całym pakietem pozostałych chorób odkleszczowych. Diagnozowanie zajęło mu pół roku i szczęśliwie (!) trafił do lekarza, który leczy te choroby. Niestety lekarz nie przyjmuje już nowych pacjentów, chyba że zrobi się w jego laboratorium pełen panel badań. Temu chłopakowi ktoś odstąpił swoją umówioną wizytę i panelu robić nie musiał. Wtedy badanie wydawało mi się horrendalnie drogie, teraz wiem, że w porównaniu z wydatkami na leczenie choroby z Lyme wcale takie drogie nie jest.

Idąc za radą mamy tego chłopaka po Świętach Bożego Narodzenia zrobiłam kolejne badanie na występowanie we krwi przeciwciał przeciwko borreli. Badanie wykonało laboratorium lekarza od panelu badań. Był to test Western Blot w klasie IgM i IgG, koszt badania - 300 zł. Wyniki miały zostać wysłane pocztą, a ich skan drogą elektroniczną. Tym razem w klasie IgM miałam wynik negatywny, a w klasie IgG wątpliwy. W związku z tym napisałam maila do laboratorium, czy mając takie wyniki Elisy i Western Blot powinnam zrobić pełen pakiet badań. Asystent doktora zadzwonił na moją komórkę jeszcze tego samego dnia. Powiedział, że rozmawiał z doktorem i że jeśli nie mam żadnych innych objawów, to zdaniem doktora nie muszę robić badania, co przyznam szczerze bardzo mnie zdziwiło. Odpowiedziałam mu, że nie wiem, czy mam jakieś objawy (wtedy jeszcze nie byłam ich świadoma), ale na pewno mam blok III stopnia i rozrusznik. Uznał, że w takim razie skonsultuje się jeszcze raz z doktorem i oddzwoni w tym tygodniu. Oddzwonił po godzinie. Powiedział, że pan doktor polecałby mi zrobienie badania metodą LTT, którego polskie laboratoria nie robią, ale jedno z polskich wysyła do Niemiec krew do badań, a także powinnam zrobić badanie na jeszcze jedną bakterię przenoszoną przez kleszcze, czyli bartonellę, bo to ona najczęściej uszkadza serce.

Badanie na występowanie przeciwciał przeciwko bartonelli zrobiłam w tym samym laboratorium, kosztowało 420 zł. Podobnie jak poprzednie - było wykonane w dwóch klasach. W klasie IgM weryfikowało występowanie dwóch odmian bakterii, w klasie IgG - sześciu. Wynik IgM - jedna odmiana pozytywna, druga wątpliwa. Wynik IgG - wszystkie sześć pozytywnych. Pomyślałam wtedy - uffff, mam Cię! I nawet się ucieszyłam, że to nie geny ani nie też nie ja sama zepsułam sobie serce, lecz zepsuła mi je pierwsza pani B, czyli bartonella. Po podjęciu leczenia wiem, że nie było się z czego cieszyć.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz