czwartek, 23 maja 2013

O lekach, snach i badaniu

Dziś kończę trzecią serię Tynidazolu. Podczas każdej z nich zdarzyła mi się jedna noc, kiedy nie obudziłam się na nocne leki. W nocy mam nastawione dwa budziki - 4:00 i 4:02, żeby mieć pewność, że wstanę. Dziś po obudzeniu się rano najpierw zobaczyłam, że tabletki leżą na swoim miejscu, a następnie okazało się, że budziki zostały wyłączone. Nie pamiętam, nie wiem jak... Miałam nadzieję, że moje problemy ze wstawaniem już minęły, ale okazało się, że nie do końca. Ze wstawaniem kłopoty mam od co najmniej dwóch lat. Podejrzewam, że wynikają one ze zmęczenia i wieczornych trudności w zasypianiu. Radzę sobie z nimi poprzez nastawianie kilku budzików oraz proszenie mamy, żeby mnie obudziła. Obecnie rano jakoś udaje mi się wstać na leki, no ale okazuje się, że z tymi nocnymi jest gorzej.

Męczą mnie chorobowe sny. Chorobowe, bo związane z paniami B. Czasem śni mi się, że tłumaczę komuś, czym jest borelioza. Innym razem we śnie rozmawiam o leczeniu, a także już kilkukrotnie śniło mi się, że w jakiś sposób łamię zasady diety. Dziś śniąc piłam napój pomarańczowy z olbrzymią ilością konserwantów. W dodatku napój ten wcale mi nie smakował. Ostatnio we śnie jadłam lody, innym razem jeszcze coś innego. Podczas snów o łamaniu diety mam świadomość, że nie powinnam tego robić, ale sen rządzi się swoimi prawami i mimo tego - to robię.

Byłam wczoraj na badaniu na poziom limfocytów CD 57. Musiałam dostać się do laboratorium, które znajdowało się w szpitalu hematologicznym. Tam zapłaciłam, otrzymałam rachunek, pani wypisała zlecenie i ze zleceniem udałam się do przyszpitalnej poradni, gdzie znajdował się punkt pobrań. Okazało się, że punkt ten był połączony z miejscem, gdzie chorzy na raka otrzymują chemioterapię. W przychodni było mnóstwo ludzi, jedni w takim stadium choroby, że wizualnie można było się domyślić, inni wyglądający na bardziej zdrowych. Atmosfera miejsca zdecydowanie zaczęła mi się udzielać. Była to atmosfera typowej przychodni, gdzie każdy się spieszy, każdy chce wejść pierwszy, każdy się źle czuje. Takie miejsca pozbawiają ludzi człowieczeństwa. Zazwyczaj spokojna osoba staje się w nim bardzo nerwowa i kłóci się, że pan tu nie stał. Starsza schorowana pani nabiera sił i niemalże biegnie do rejestracji. Kobieta w zaawansowanej ciąży stoi twardo i czatuje pod drzwiami. Ostatnio w innej przychodni byłam świadkiem, jak nikt nie chciał przepuścić starszej pani, której lekarz źle wypisał receptę i która tego dnia miała się zgłosić do szpitala. Bez wykupionego leku nie mogła zostać przyjęta, więc sprawa była pilna. Rozpoczęła się pyskówka i przegadywanie, kto się bardziej spieszy i kto jest bardziej chory. Nie mogąc tego słuchać - wpuściłam ją przed siebie i myślałam, że wszyscy pozostali pacjenci wbiją mi za to nóż w plecy.

W przychodni spędziłam jakieś 20 minut. Otrzymałam łatkę "pani od boreliozy", a pielęgniarki zaczęły wypytywać, gdzie to tego kleszcza złapałam - czy u nas, czy na Mazurach. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że nie wiem, bo miałam ich tyle, że mogłam złapać i u nas, i na Mazurach. W efekcie badania mam kilkucentymetrowy siniak w miejscu wkłucia igły. Wyniki odbiorę za tydzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz