W moim lekowym menu wciąż króluje Moloxin. Co więcej, widzę po nim poprawę. Hurra. Są dni, że mroczki przed oczami w ogóle nie występują. Są dni, że nie mam powiększonego węzła chłonnego po lewej stronie szyi. Przyznam, że w ogóle się tym węzłem nie przejmowałam ani też nie zwracałam na niego uwagi, zapomniałam o nim. Już chyba z pięć lat jest powiększony. Przy Moloxinie często wraca do normalnych rozmiarów.
Za plus muszę także uznać stan mojej skóry - jest nieco lepiej, ale za to strasznie mi wypadają włosy. Czy zna ktoś jakieś skutecznie sposoby na wypadające włosy? Jakieś naturalne metody? Suplementy diety? Czy coś? Sama już nie wiem, ale jak tak dalej pójdzie, to będę łysa.
Podsumowując, są dni, gdy jest dobrze, choć są też takie, że bywa gorzej. Dni, że się boję, że umrę, że się nie wyleczę. I wtedy najbardziej jest do chrzanu. Takie myśli są szczególnie straszne wieczorami. Zatem standardowo największym problemem dla mnie jestem ja sama albo po prostu jest nim moja głowa.
Z nowości medycznych - ostatnio często boli mnie żołądek. Jak przeczytałam na ulotce, może się to zdarzać na Moloxinie. Dlatego teraz w zestawie leków mam jeszcze jeden dodatkowy - lek osłonowy na żołądek. Na razie jest OK. Codziennie rano myślę sobie: "Wytrzymaj jeszcze parę miesięcy, tylko parę miesięcy. Może 6-8 z Moloxinem wystarczy, a przecież 3 już za Tobą. Jeszcze tylko parę miesięcy. Musisz zrobić wszystko, żeby to przetrwać".
Obecnie mam ewidentny bartonellowy herx. Węzeł spuchnął, mroczki są, głowa pobolewa i strzelają mi kości (tak, tak na co dzień już powoli przestają strzelać) i nastrój niezbyt dobry. Myśl: "... jeszcze tylko parę miesięcy...". O tak, ta myśl jeszcze bardzo potrzebna dziś.