środa, 25 marca 2015

Swędzi

Odwołanie wysypek i swędzenia było chyba zbyt pochopne. W miniony weekend przeżywałam apogeum świądu. Najbardziej oczywiście swędziały mnie nogi - łydki i uda. To powoduje, że coraz częściej zastanawiam się, czy ja się w ogóle kiedykolwiek wyleczę. Czy ta moja nieustanna walka o zdrowie i życie będzie trwała w nieskończoność?

Tak więc czasem wątpię w to, że to wszytko zakończy się sukcesem, a z drugiej strony nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej. Bo przecież mam tyle planów na życie bez choroby... Na przykład na te wakacje zaplanowaliśmy z Ł. wypad do Słowenii i Czarnogóry. W pierwszym tygodniu - Słowenia, jej atrakcje, a także Alpy Julijskie. Bardzo byśmy chcieli zdobyć najwyższy szczyt tego państwa, czyli Triglav, ale to wszystko zależy od pogody i kondycji. Drugi tydzień - wzdłuż i wszerz Czarnogóry, być może jednodniowa wycieczka do Albanii, być może górskie wędrówki po Górach Dynarskich.

Zrobiło się wiosennie, choć podobno znów pogoda ma się popsuć. W każdym razie ciepła aura nastraja do myślenia o tym, co można by było robić na zewnątrz. Spacery, bieganie, jazda na rolkach. Szkoda, że obecnie nie mam na to czasu. Nie mam nawet czasu do fryzjera pójść, a wybieram się już długo. Chyba w Wielki Piątek pójdę. Święta będą czasem odpoczynku i naładowania akumulatorów przed dalszą pracą w kwietniu.

piątek, 20 marca 2015

W czerwcu - kardiolog

Wiosna, wiosna, wiosna ach to Ty... :) Dziś nadeszła astronomiczna, jutro nadejdzie kalendarzowa. Hurra! A gdy przyjdą jeszcze troszkę cieplejsze dni będzie można pójść na rolki. Już nie umiem się doczekać. Na razie nie mam na to szans, bo pracy tyle, że nie wiem, w co ręce włożyć. I tak to do końca marca, potem przerwa na święta i do połowy kwietnia znów to samo.

Claritina chyba działa - wysypki trochę mi zelżały, swędzenie chyba też. W ogóle natknęłam się na newsa - podobno odkryto, że zawarta w Calritinie loratadyna zabija krętki borreli burgdorferi. Jeśli to się potwierdzi, będzie oznaczało, że osiągam obecnie podwójną korzyść z Claritiny.

W tym tygodniu znów zaczęły mi dokuczać bóle mięśni ud oraz bóle kolan. Nasilały się wieczorami. W środę bolało naprawdę mocno. Ale tak ogólnie nie jest źle - jakoś daję radę. Daję radę zwłaszcza wtedy, kiedy nie odczuwam poczucia bezsilności wywołanego tym, że to wszystko tak długo trwa. W takich momentach tym bardziej nienawidzę mojego rozrusznika, bo mam świadomość, że to przez niego trudniej jest wyleczyć bakterie, które spowodowały, że jest mi on potrzebny.

Powoli robię się coraz bardziej ciekawa, jak tam kondycja mojego serca. Czy coś się poprawiło, czy bije trochę szybciej, czy blok wciąż jest czy już go być może nie ma (takie pobożne życzenie). W czerwcu się przekonam, bo na czerwiec mam zaplanowaną wizytę u kardiologa.

sobota, 14 marca 2015

Chandra

Jakoś ostatnio nie mam weny, żeby pisać cokolwiek, bloga też. To mnie oczywiście irytuje, bo pisać powinnam - moja praca w dużej mierze opiera się na pisaniu właśnie. Zatem pracowanie obecnie nie wychodzi mi dobrze. Złapałam chandrę przedwiosenną. W dodatku patrzę za okno, tam szaro, buro i ponuro, co tylko pogłębia mój stan. Chciałabym, żeby już było ciepło, żeby świeciło słońce, żeby można było pójść pobiegać czy na rolki albo na spacer chociaż. Czuję się ociężale, brak mi sportu, a wszelką aktywność odkładam na wiosnę, więc jestem w takim letargu, niczym zombie. Ostatnio koleżanka z pracy zdradziła mi, że w Polsce notowane są dwa szczyty zgonów - pierwszy to przełom listopada i grudnia, drugi to przedwiośnie - końcówka lutego i początek marca. Czasie płyń szybciej, wiosno przychodź, bo ludzie umierają. ;-)

W piątek byłam na kolejnej odkleszczowej wizycie - dalej ciągnę Rifampicynę i Bactrim. Liczę, że następny miesiąc leczenia będzie ciut łatwiejszy, bo poprzedni nie był zbyt dobry. Fizycznie, psychicznie, a także wizualnie. Fizycznie, bo zdarzały mi się momenty zmęczenia (ale przynajmniej nie mam już problemów z zasypianiem i jakością snu). Psychicznie, bo w mojej głowie kłębiło się mnóstwo negatywnych myśli. Wizualnie, bo prawdziwą zmorą minionego okresu były te nieszczęsne wysypki. Cztery różne rodzaje (do opisanych poprzednio należy jeszcze dołączyć wysypkę w okolicach potylicy), cztery różne miejsca. Okropny był również świąd całego ciała, z naciskiem na nogi. Raz tak mocno się drapałam, że aż mi się siniak na udzie zrobił, a mimo to nie pomogło. No i żeby to swędzenie zlikwidować pani doktor przepisała mi Claritinę (lek antyalergiczny). Liczę, że pomoże.

Plan na najbliższy czas jest następujący - utrzymać zestaw Rifampicyna i Batrim przez dwa lub trzy miesiące, zrobić kontrolne badanie i zadecydować, co dalej. I w tym kontekście znów mi się przypominają słowa wypowiedziane przez Angeli Vanlannen (narciarka ekstremalna wyleczona z borelki), że podczas walki z chroniczną chorobą nie ma żadnych terminów końcowych, nie ma deadline'ów i nikt nie wie, kiedy i czy w ogóle się uda wyleczyć. Moje choróbska leczą się trudniej, co jest zasługą rozrusznika, a właściwie tego, że one lubią się osadzać na sztucznych elementach w ludzkim ciele. Stąd ten spektakularny powrót bartonelli, który zaliczyłam jesienią.

I na koniec - poprawiły mi się wyniki krwi. Po ostatnim spadku białych krwinek obecnie odnotowałam ich wzrost i są już w normie. Czerwone również, a zawsze mam je podwyższone, więc jest dobrze. Jeszcze "tylko" muszę poprawić wyniki psychicznej wytrzymałości na to wszystko. ;-)

poniedziałek, 9 marca 2015

Wysypki

U mnie kompletnie zakręcony czas. Jak zwykle sporo pracy, ale też sporo nerwów. Nerwów spowodowanych - moim zdaniem - procesem leczenia plus moim charakterem.

A skoro o procesie leczenia mowa, to ostatni miesiąc stał pod znakiem wysypek. Pojawiają się na nogach (głównie uda i w formie różowych plamek), na brzuchu (tu jest pokrzywka) oraz na ramionach (wersja bezbarwna, ale wyczuwalna przy dotyku). Co więcej, mam je głównie wieczorem.

No i te wspomniane nerwy. Ostatnio mam je zszargane. Wszystko mnie stresuje i największa błahostka jest w stanie doprowadzić mnie do łez.

Na pocieszenie myślę sobie, że to w końcu musi minąć, że teraz jest źle, żeby za chwilę było znów lepiej. Nie mogę się doczekać, żeby już było to za chwilę. 

W piątek kolejna wizyta lekarska. Zobaczymy, co przyniesie...