czwartek, 25 czerwca 2015

Powrót

Powróciłam do świata żywych!

Od czwartku systematycznie czułam się coraz lepiej. W poniedziałek zrobiłam badanie krwi - morfologię z rozmazem. Wynik 6,67 WBC. Yeah! Norma jest od 4 do 8,5. Moje krwinki w ciągu 5 dni leczenia, w tym po dwóch zastrzykach dla chorych na raka, wzrosły o 5 pełnych jednostek! Wow! Takiego wyniku się nie spodziewałam. Miałam nadzieję na wynik 3 z hakiem, a tu taka niespodzianka.

No i nie da się ukryć, że czuję to, że są na takim poziomie. Mam siłę fizyczną, ale również psychiczną, żeby żyć. Przyznam szczerze, że już nie pamiętałam jak to jest, gdy jest aż tak fatalnie. Ostatnio czułam się tak na samym początku leczenia. Tymczasem życie mi zafundowało trzy tygodnie czerwca wyjęte z życiorysu - najpierw przez gorączki, potem przez białe krwinki.

Teraz strategia jest następująca - do soboty włącznie biorę pół tabletki sterydu dziennie, od niedzieli steryd idzie w odstawkę, a w poniedziałek robię badanie krwi, żeby zobaczyć, czy krwinki się utrzymują. Jeśli będą się utrzymywały, to prawdopodobnie wkrótce wrócę do Mycobutinu, ale już bez połączenia z Klarminem.

Odnośnie ziół - one też są toksyczne i też mogą przy nich parametry krwi wyglądać źle. Na razie zostaję przy antybiotykach i wierzę w to, że mi pomogą. Jeśliby się okazało, że nie, to wtedy zacznę zastanawiać się nad alternatywnymi formami leczenia. W każdym razie tak łatwo się nie poddam i nie pozwolę, żeby to cholerstwo ze mną wygrało. 

 Wszystkim leczącym się życzę dużo siły i wiary w sukces!

czwartek, 18 czerwca 2015

Białe krwinki

Trochę mnie nie było i trochę się w tym czasie wydarzyło. Nie miałam siły ani ochoty, żeby pisać...

Na Mycobutinie i Klarminie nie było dobrze. Brałam je do zeszłej środy włącznie, potem zrobiłam uzgodnioną z panią doktor przerwę, bo w sobotę szliśmy na wesele (i całe szczęście, że ją zrobiłam). No i w zasadzie przez ten drugi tydzień nowego zestawu antybiotyków codziennie miałam gorączki - albo w ciągu dnia, albo budziłam się z gorączką w nocy. Do tego strasznie bolała mnie skóra - nie byłam w stanie umyć się gąbką, Ł. nie mógł mnie głaskać, koszmarne to było.

Gorączki ustąpiły, gdy tylko odstawiłam leki, ale niestety wcale nie poczułam się o wiele lepiej. W piątek rano zrobiłam badanie krwi, bo na poniedziałek miałam zaplanowaną wizytę lekarską. No i się okazało... Posypały mi się białe krwinki i to solidnie... Na tyle solidnie, że musiałam odstawić wszystkie leki za wyjątkiem kwasów omega. Wykupiłam dwa zastrzyki Neupogenu (wczoraj dostałam pierwszy), jakieś sterydy i coś osłonowego na żołądek. Neupogen jest podawany ludziom chorym na raka, żeby podnieść poziom krwinek, który spadł po chemioterapii. Sterydy... nie powinny być podawane przy chorobach zakaźnych, ale przy tak niskim poziomie WBC nie było wyjścia. 

Przed pierwszym zastrzykiem bałam się przeogromnie. Po jego podaniu, gdy wsiadałam do auta, to się popłakałam z tego stresu i z tych emocji. Dziś rano pierwszy raz wzięłam sterydy. 

Poza tym nie chodzę do pracy, żeby się niczym nie zarazić. Przy moim poziomie białych krwinek nawet drobne przeziębienie mogłoby być groźne. W poniedziałek mam zrobić kolejne badanie krwi, żeby sprawdzić, czy coś się poprawiło. Następne - za dwa tygodnie.

Reasumując - obecnie czekają mnie dwa tygodnie bez leczenia bartonelli i z walką o poprawę poziomu białych krwinek. Jeśli się odbudują, to wrócę do abx. To znaczy wrócę do samego Mycobutinu, bo krwinki prawdopodobnie zniszczył mi Klarmin. Jeśli przy Mycobutinie krwinki dalej będą spadały, to znaczy... ech... że już się nie nadaję na leczenie... :( :( :( 

Zatem nie jest u mnie obecnie dobrze. Fizycznie, bo czuję się słabo; psychicznie, bo to wszystko mnie dobiło. Po raz kolejny (który to już?) muszę się pozbierać, nie poddać, zmusić do walki.

I znów ogarniają mnie myśli "dlaczego ja?", "ile jeszcze?", "czy to się kiedykolwiek skończy?"...

Czy bartonella jest wyleczalna? Nie wiem Aniu, chciałabym wierzyć, że jest...

niedziela, 7 czerwca 2015

Herx po Mycobutinie

Mycobutin mnie rozłożył...

Wczoraj od rana nie czułam się zbyt dobrze, ale namówiłam Ł., żebyśmy pojechali po południu na krótką wycieczkę. Wzięliśmy koc, grę planszową, aparat i pojechaliśmy. Na wycieczce było już tylko gorzej, a gdy wracaliśmy to było mi strasznie zimno.

Po powrocie do domu okazało się, że mam 38 stopni gorączki. Tyle ostatnio miałam jakieś 15 lat temu i wtedy widziałam dwa białe duchy, które ukradły mi pieniądze ;-) (to efekt grypy był). Ja po prostu nie gorączkuję. Gdy jestem bardzo chora mam stan podgorączkowy, gdy mniej - około 36 stopni.

Ł. pojechał do apteki, a ja wzięłam letnią kąpiel. Po wyjściu z wanny cała się trzęsłam. Potem zjedliśmy kolację, a właściwie zmusiłam się, żeby ją zjeść i położyłam się do łóżka, a Ł. robił mi zimne okłady i tak usnęłam.

Dziś, gdy wstałam miałam 37,3; teraz po Panadolu spadło do 37,0. 

Do tego wszystkiego odczuwam totalną niemoc kończyn i całego ciała. Nie mam siły na nic. Podniesienie kubka z herbatą jest wyczynem.

I ostatnia rzecz, która mi "dokucza" to coś w stylu nadwrażliwości sensorycznej. Boli mnie dotyk. Gdy leżę na plecach - bolą mnie plecy, gdy siedzę - boli mnie tyłek, gdy trzymam laptopa na brzuchu - boli mnie brzuch.

W tym miejscu chcę pozdrowić wszystkich, którzy leczą boreliozę i koinfekcje (w szczególności ThimbleLady). Trzymajcie się dzielne. Tego nie zrozumie nikt, kto tego nie przeżył...