Od powrotu z wyjazdu sylwestrowo-noworocznego nigdzie z Ł. nie wyskoczyliśmy (góry, narty, cokolwiek), nad czym moja dusza wiercipięty niezwykle ucierpiała ;-) . Za to udało nam się rozwieźć niemalże wszystkie weselne zaproszenia. W lutym rozpoczynamy nauki przedślubne i pewnie ogarniemy jeszcze kilka innych ważnych spraw. Jak sobie pomyślę, że zostały jeszcze cztery miesiące z hakiem, to trochę zaczynam się stresować.
Zdrowotnie za to miałam mały Sajgon ;-) . Na szczęście już jest dobrze. W poniedziałek tydzień temu dopadł mnie jakiś wirus. Ok. 15:00 zaczęłam się słabo czuć, o 19:00 po kolacji i po dawce leków znalazłam się w toalecie i wszystko zwymiotowałam. Potem miałam gorączkę (w moim wykonaniu 37,4; ale jak już kiedyś pisałam, gdy mam wyższą, to niemalże umieram), a na drugi dzień byłam bardzo osłabiona, nie miałam siły siedzieć przy stole. Lepiej poczułam się w środę po południu. W sobotę ten sam wirus dopadł Ł. W jego przypadku wyglądało to podobnie. Też miał gorączkę, ale znacznie wyższą 38,2, też wymiotował, też czuł się słabo.
To jednak nie był koniec dolegliwości żołądkowych. W piątek rozpoczęłam ziołową kurację na pasożyty. W tym celu wyposażyłam się w cały zestaw ziół - dwie nalewki, trzy rodzaje ziół do sporządzania naparów. Otrzymałam ścisłe instrukcje - jakie ilości, o jakiej porze. Bałam się tych ziół bardzo, bo dowiedziałam się, że różnie mogę zareagować. Na szczęście nie było aż tak źle. Dokuczały mi: bóle brzucha, twardy i wzdęty brzuch (bardzo), zmęczenie (szczególnie wieczorami), bóle mięśni ud. Dwie ostatnie dolegliwości były słabsze niż w okresie najgorszego samopoczucia podczas leczenia boreliozy i bartonelli, tak więc nie przeszkadzały mi aż tak bardzo. Za to ten brzuch to zupełnie inne sprawa. Nie mogłam nawet na nim leżeć, bo był tak wzdęty i tak bolał. W każdym razie - mam nadzieję, że kuracja pomoże. Teraz będę jeszcze przez tydzień piła zioła, a za miesiąc powtórzę całość.
Na leczenie pasożytów zdecydowałyśmy się z moją panią doktor przede wszystkim z tego względu, że od pół roku mam podwyższony EOS, a w styczniu był podwyższony nawet pięciokrotnie. Zobaczymy, jak będzie on wyglądał po ziołowej terapii.
Przy okazji leczenia pasożytów odkryłam fajny sklep zielarski koło mojego domu i tak trochę się przekonałam do tych wszystkich ziół. Nawet zakupiłam Ł. ziołową herbatkę na dolegliwości, z którymi się zmaga.
Obecnie plan jest taki - wybijamy pasożyty, następnie wybijamy resztki bartonelli, potem tępimy grzyba i kończymy to wszystko. Kiedy? Nie wiem, ale czuję, że szybciej niż później. :) :) :)