sobota, 9 lipca 2016

Tym razem Bactrim

Ech. Tak to już jest, że raz na wozie, raz pod wozem. Myślałam, że już jest dobrze, że będzie tylko lepiej. No ale... Fakty są takie, że w połowie czerwca do Moloxinu i ziół dołączyłyśmy z moją odkleszczową panią doktor Bactrim. I się zaczęło. Temperatura ciała średnio 36,0. Węzły chłonne spuchnięte. Wysypki. Kłopoty ze skórą twarzy i dekoltu. Negatywne myśli, głównie wieczorem. Ból głowy, dwa razy nawet obudził mnie rano. Tradycyjne mroczki. Wypadające włosy

Zdążyłam już zapomnieć, że mogę to wszystko odczuwać i to w dodatku naraz. Zawsze powtarzałam, że ból fizyczny to nic, w porównaniu z tym psychicznym. A ostatnio moja barto na psychikę siadła mi solidnie. Nawet nie chciało mi się na bloga zaglądać. Dlaczego? Bo miałam wrażenie, że to jakieś never ending story. Że co chwilę piszę o pogorszeniach, o tym, że jest źle. A przecież już dawno powinno być dobrze. W każdym razie nie jest.

Miałam kiedyś znajomą, która okłamywała wszystkich wokół, że jest chora na raka. Wiele osób przejmowało się jej losem, ze mną włącznie. Chcieliśmy jakieś zbiórki pieniężne organizować, chcieliśmy jej pomóc. Mówiła, że ma raka płuc z przerzutami do żołądka i mózgu, stadium terminalne. Co jakiś czas następowały poprawy, a potem nawroty. W taki sposób parę lat ja i moi znajomi wierzyliśmy w tę jej bajkę. Piętnaście lat później, dziś, dziewczyna dalej żyje, ma męża i dziecko, o zgrozo - pracuje jako nauczyciel I-III (w życiu bym jej dziecka nie powierzyła). Dlaczego kłamała - nie mam pojęcia. Chyba była zakompleksiona, czuła się gorsza i chciała zwrócić na siebie uwagę. W każdym razie trauma po tym, jak odkryłam kłamstwo została mi do dziś. I dokonując autopsychoanalizy stwierdzam, że może też dlatego trudno mi po raz kolejny obwieszczać światu - jest gorzej niż było, wciąż nie udało mi się pokonać bartonelli, bla, bla, bla.

Z pozytywów - w końcu obcięłam włosy. Ostatnio obcinałam je w kwietniu zeszłego roku. Były zapuszczane do ślubu, potem jeszcze czekały na sesję plenerową, którą zrobiliśmy dopiero we wtorek, no i w środę pozbyłam się 15 cm włosów. Dobrze im to zrobi - są lżejsze, może będę troszkę mniej wypadać i poza tym nowa fryzura sprawia, że optycznie nabrały objętości. 

Tegoroczne lato zapowiada się bardzo pracowicie. Jak jeszcze nigdy. Mam nadzieję, że dam radę, a 30 lipca wyruszamy na wakacje. Tym razem znów Słowenia i po raz kolejny Chorwacja. Plany jak zwykle ambitne - górskie wycieczki (Jalovec, Alpy Kamnicko-Sawińskie, a w Chorwacji Vrh Dinare - ich najwyższy szczyt, oby się udało), zwiedzanie i ostatni tydzień plażowanie na Hvarze. Nie mogę się doczekać, byle do 30.