poniedziałek, 13 maja 2013

Noc

Tuż przed północą. Kładę się spać. Na drugi dzień trzeba iść do pracy, a w domu będę dopiero po 20, więc dobrze byłoby się wyspać. OK, no to leżę. Kurczę, jakoś tak zimno w tym łóżku. Stopy mi marzną i w ogóle. Chyba muszę się zwinąć w kłębek, będzie trochę cieplej. Nie to jednak nie jest wygodna pozycja, na pewno lepiej będzie na brzuchu. No, może być, serce nie boli, to teraz pora spać. Eeee, bez sensu, może na lewym boku będzie lepiej. Tak, jest o wiele lepiej, ale tylko do momentu, gdy jednak robi się niewygodnie. Zdecydowanie pora obrócić się na prawy bok. A właściwie, to która już jest godzina? Hmm, 0:45. Muszę jak najszybciej usnąć, bo będę nieprzytomna w pracy. Może powinnam wstać i na przykład poczytać książkę, bo najgorsze tak się przewracać z boku na bok. Należy się zmęczyć i wtedy łatwiej jest usnąć. Tylko, że ja jestem zmęczona. Tak zmęczona, że nie mam siły wstać i poczytać. To może spróbuję usnąć na plecach. Kiepski pomysł. Którą godzinę mamy? A już 1:44. Wszyscy pewnie dawno już śpią. Chyba pójdę do ubikacji. No to jednak muszę wstać. Już wszystko wiem, usnąć nie mogłam, bo musiałam do toalety iść, a teraz to tylko się położę i już będę spać. Niestety jednak nie śpię. Jest 2:38. Co za beznadziejna noc. Ja chcę spaaaać! Tylko to łóżko jest takie niewygodne. Napisałabym jakiegoś SMSa, ale telefon za bardzo razi w oczy. Bez sensu, nie będę pisać, bo jeszcze wszystkich obudzę. To może spróbuję jeszcze raz na plecach. O nie, jestem głodna. Przecież nie będę jeść w środku nocy. Nie mam siły iść do kuchni po jedzenie. Zresztą nie mogę teraz jeść, bo za godzinę pora na Rifampicynę, która ma być brana na czczo, więc jak zjem, to nie będzie na czczo. Bez sensu, nie jem. To która już jest godzina? Może  mogę wziąć tabletki? Ale ta komórka mocno świeci. O nie, już 3:28. To wezmę już ten lek. Jak dobrze, że jak co noc jest pod ręką. No to biorę. To jest nie do wytrzymania! Ja naprawdę chcę już spać. Nienawidzę tej choroby. Nienawidzę! Gdybym chociaż mogła coś konstruktywnego w nocy zrobić. Leżę i nie mogę nic poza leżeniem zdziałać. Ratunku...

Rano budzi mnie sprzątaczka, która jak zwykle do nas dzwoni po wodę, żeby umyć klatkę schodową. Tak jakby kuźwa w tym bloku nikt inny nie mieszkał. Nie ma szans, nie otwieram, nie wstaję nawet z łóżka. No dobrze wstaję, bo pora wziąć pierwszą poranną tabletkę. O nie, wszystko mnie boli. O nie, znowu jestem cała mokra. Dżizas, spałam niecałe cztery godziny i zdążyłam się spocić, jakbym maraton przebiegła. Muszę wziąć prysznic przed pracą. Ała, ale ten dzień razi, całe szczęście, że nie ma słońca...

Tuż przed północą dnia następnego. Kładę się spać. Na drugi dzień trzeba iść do pracy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz