czwartek, 28 listopada 2013

Żyję

Żyję. Tak, w skrócie można podsumować miniony tydzień. Żyję, więc jest OK. A teraz poważnie - to był bardzo trudny miesiąc. Całe szczęście, że za chwilę się skończy. Miałam dużo spraw, dużo stresu i moja głowa włączała (wciąż włącza) różne dziwne, niepozytywne myśli.

Jak mówiłam - idę w przyszłym tygodniu na L4 i będę odpoczywać. Właściwie to od dzisiejszego wieczora rozpoczynam odpoczywanie. Hurra! Problem polega jedynie na tym, że na L4 powinnam się znaleźć już w tym tygodniu, bo się rozchorowałam. Źle czułam się już w niedzielę, a potem z dnia na dzień było tylko gorzej. W efekcie mam stan podgorączkowy, bolące gardło, zatkany nos i głos, jakbym od tygodnia piła denaturat. Co gorsza, zawsze miałam słabe naczynka krwionośne w nosie (jak byłam dzieckiem co chwilę leciała mi krew, więc w końcu mi je "zlutowali"), no i od tego smarkania dziś w pracy puściła mi się farba. Na szczęście niegroźnie. Za te przeziębienie i mimo to chodzenie do pracy, za kaszel, katar i gardło zbieram od wszystkich naokoło burę. Od samej siebie również. Tylko potem ta druga ja nakazuje mi pracować mimo wszystko...

Ostatnio doszłam do wniosku, że intensywność mojego bólu kolan rośnie wprost proporcjonalnie do zmęczenia. Przykładowo - gdy mam kiepską noc i prawie w ogóle nie śpię, to pewne jest jak w banku, że będą mnie bolały kolana. Z tematu kondycji mojego organizmu - niestety znów zanotowałam spadek wagi do poziomu 8 kg mniej w stosunku do początku leczenia, ale udało mi się trochę nadrobić i teraz jest 7 kg mniej.

Zauważyłam też pewne nowości w zakresie moich nawyków żywieniowych. Kiedyś lubiłam colę i tylko chęć zdrowego odżywiania powodowała, że piłam ją okazjonalnie. Ostatnio skosztowałam colę po 8 m-cach przerwy i zdziwiłam się, jak ja mogłam to pić. Cola to sam cukier, ohyda. Podobne wrażenia mam odnośnie wszystkiego, co smażone. Wszystko w smaku cuchnie olejem, ohyda. Zjadłam tydzień temu trochę pizzy z pizzerii, w której pizza zawsze mi smakowała. Teraz było bez rewelacji. W dodatku ta pizza też smakowała olejem, ohyda. Wraz ze smakiem wyczulił mi się również węch - nawet po kilku godzinach jestem w stanie wyczuć, że Ł. jadł frytki, ohyda.

Tak w ogóle to jest jeden pozytyw, o którym zapomniałam wcześniej napisać. Być może to moje leczenia potrwa trochę krócej... Trzymajcie za to mocno kciuki!

I jeszcze jedno przemyślnie. Doszłam do wniosku, że bakterie borreli i bartonelli są strasznie głupie. Istotki bez rozumku albo chociaż instynktu przetrwania. Dlaczego? Bo gdy żerują na ludzkim organizmie, to próbują go wykończyć, a jak wykończą żywiciela, to wykończą również same siebie. Zatem, posługując się tą logiką, gdyby B&B były mądre, to nie doprowadzałyby żywiciela do zgonu. Mnie przykładowo nie powinny doprowadzić do bloku serca. Durne stworzenia!

OK, uciekam spać i odpoczywać! <3 <3 <3 Z całą pewnością nie byłabym w stanie pociągnąć kolejnego tygodnia na takim poziomie intensywności, jaki miałam w listopadzie. Vivat L4!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz