piątek, 25 października 2013

Powoli przejmuję kontrolę

Zaczynam przejmować kontrolę nad swoją głową, ufff. To naprawdę nie jest fajne, gdy ma się wrażenie, że cały świat ci się wali i wszystko potrafi cię wyprowadzić z równowagi lub doprowadzić do łez. Chyba wracam do stanu względnej normalności. W każdym razie wczoraj było w miarę znośnie, dziś też jest. Znośnie pod względem psychicznym, bo trochę mnie głowa pobolewa (plus tam inne błahostki), ale za to udaje mi się spać (choć wczoraj z pomocą Xanaxu). Nie ma źle, naprawdę. Czekam (nie)cierpliwie, aż będzie jeszcze znośniej, a wiem, że może być. Niecierpliwość jest moją cechą nie tylko w chorobie, ale w każdej innej sferze życia. Więc co mi życie zrobiło - pstryczek w nos - postanowiło mnie nauczyć cierpliwości. Lekcja z kategorii trudnych.

Następny Tynidazol 12 listopada, zatem zapowiadają się całkiem miłe trzy tygodnie. Oby tak było, bo zbliżają moje urodziny, więc wypadałoby podołać roli organizatora zamieszania pt. zestarzałam się, więc poświętujmy. ;-)

Powoli nadchodzi również czas, kiedy będę musiała skontaktować się ze szwabskimi aptekami w celu zakupu minocykliny - antybiotyku, którego w Polsce dostać nie można, a który ma na celu gnębienie borrelii. Na razie na spokojnie i bez presji przeglądam fora internetowe i poszukuję, ale jakby ktoś miał sprawdzoną ścieżkę kupna minocykliny w Germanii (lub znał kogoś, kto takową ma), to chętnie ją w przyszłości przygarnę. 

Czysto hipotetycznie - dowiedziałam się ostatnio, że mogłabym się wspinać bez używania lewej ręki, tylko prawą. Skoro wspinać się mogą osoby niepełnosprawne fizycznie (np. Jim Donolu - wspinacz bez ręki, Mark Welmann - wspinacz sparaliżowany od pasa w dół, Eric Weihenmayer - wspinacz niewidomy, Hugh Herr - wspinacz bez nóg), to może mnie uda się pokonać czwórkowe drogi przy użyciu jednej ręki, a następnie wejść na Mnicha... Marzę. ^^

Takie jeszcze jedno pytanie retoryczne mam. Żyjemy w czasach gwałtownego rozwoju technologii. Wszyscy powszechnie korzystamy z komputerów, tabletów, smartfonów i "podłączamy się" do bezprzewodowego Internetu. Technologia nas otacza, technologia jest wszędzie. Skoro tak, to dlaczego w tak szybkim tempie nie zmieniają się technologie stosowane w medycynie w Polsce? Żyję w bezprzewodowym świecie i jednocześnie to, co mnie w tym życiu ogranicza jest zbudowane w sposób całkowicie przewodowy. Dlaczego powszechnie nie wszczepia się ludziom bezprzewodowych rozruszników serca? Takie rozwiązanie eliminowałoby wszystkie ograniczenia płynące z życia z tym "przyjacielem". Jakby ktoś w Polsce szukał chętnych do eksperymentów medycznych związanych ze wszczepianiem bezprzewodowych rozruszników - zgłaszam się na ochotnika.

Na świecie już to robią od 2009 roku:

http://www.naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news,386303,bezprzewodowy-rozrusznik-serca.html

Edycja: właśnie wymyśliłam hasło, które w pełni oddaje ten blog i moje życie (w sumie lepsza byłaby odwrotna kolejność - moje życie i ten blog): wzloty i upadki pewnej chorej wariatki. ;-) W żartobliwym tonie drobna porcja samokrytyki. ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz