niedziela, 13 października 2013

Będę na szczycie...

Właśnie zakończyłam codzienną, wieczorną układankę. To trochę jak Tetris albo puzzle, tylko że przestrzenne. Układanka polega na wkładaniu do różowego pojemnika tabletek. Dziś 22 w nim wylądowały. Fajna zabawa - takie wyciąganie tabletek z opakowań, wyrzucanie pustych (jeżeli są) i układanie tych wciąż pełnych na stoliku - wcześniej kawowo-herbacianym, obecnie wielofunkcyjnym z dominującą rolą leków. Właśnie załapałam charakterystyczną dla mnie chorującej pustkę w głowie - chciałam coś jeszcze w temacie pakowania leków na następny dzień dopisać i nie pamiętam, co to miało być... Aaa, już wiem. W układance też jest to fajne, że poszczególne jej elementy składowe co jakiś czas znikają - prawdziwe Tetris ;-) . Tylko znikają, nie gdy dobrze dopasuję (a szkoda!), lecz gdy je wchłonę, czyli gdy upływa czas. Zmniejszająca się liczba leków świadczy o nieuchronnie zbliżającej się wizycie lekarskiej w celu ich dotankowania.

Tworzenie posta w stanie, w którym się obecnie znajduję jest bardzo trudne. Mam problemy z przypomnieniem sobie, co miałam napisać. Powinnam sobie to wcześniej zanotować, to nie miałabym teraz kłopotów.

Wczorajsza noc była fatalna. Wieczorem byłam z Ł. na mohito, co ma w całej tej dalszej historii znaczenie. Po powrocie do domu i położeniu się spać okazało się, że spanie znów mi nie wychodzi. Nie umiałam usnąć! W dodatku byłam na tyle zmęczona, że nie zdecydowałam się wstać wyciągnąć Xanax (mój nasenny psychotropek) i przeczytać ulotkę - czy można go mieszać z alkoholem. Wybrałam totalnie bezsensowną opcję męczenia się, choć w nocy wydała mi się ona szalenie racjonalna. I takim sposobem męczyłam się chyba całą noc. Nawet jeśli usnęłam, to za chwilę i co chwilę się budziłam. W dodatku myślałam o tym, nad czym teraz pracuję w pracy. Jak to ująć, jak zapisać, co jeszcze powinnam poprawić... To się chyba pracoholizmem nazywa...

No i dziś przez tę noc nie miałam dobrego dnia. Jestem zmęczona i poddenerwowana (przepraszam mamo!). W dodatku mam obawy przed kolejną nocą, dlatego już wzięłam Xanax i po skończeniu tego wpisu idę spać (oby).

Zaczęłam dziś kolejną serię Tynidazolu <3 <3 <3, jupi. Dlatego w piątek byłam na comiesięcznym badaniu krwi i moczu, jutro odbiorę wyniki. W przychodni spotkałam p. Anię (pielęgniarkę, która mi najczęściej wenflony wbijała i kroplówki podpinała). Zapytała, co słychać i jak się czuję. Bardzo sympatyczne to było.

Dalej bolą mnie kolana. Za radą lekarki złożoną podczas ostatniej wizyty, o której zdążyłam w międzyczasie zapomnieć, zamówiłam sobie na Allegro taśmy na kolana - taki bajer, który stał się teraz wśród sportowców modny. Jak dojdą, to będę się oklejać. A co mi tam, też chcę być modna ;-) . A tak serio - podobno rzeczywiście działają, więc mam nadzieję, że będzie choć trochę mniej boleć.

Jest też pewna nieciekawa nowość - bolą mnie ścięgna. Lewy i prawy Achilles, choć lewy bardziej. Nie wiem, czy to efekt jogi, którą wciąż staram się uskuteczniać, czy też organizm powiedział Levoxie nie. Boli już jakiś czas - kilka dni, ale zostało mi jeszcze Levoxy na trzy kolejne, więc chcę już dokończyć tę serię i w piątek zapytać, co dalej z dręczeniem bartonelli.

Ostatnio wkurza mnie rozrusznik... Już dawno tego nie miałam, ale przypominają mi się sceny z jego wszczepiania. W piątek zastanawiałam się, czy się nie rozregulował i zmierzyłam puls i ciśnienie. Po jego wszczepieniu cały czas się o to bałam i mierzyłam puls codziennie. Dlaczego ten strach powrócił? Damn it!

Postanowiłam tę notkę optymistyczne zakończyć. Na fali entuzjazmu wywołanego dokumentem o Tomku Kowalskim zmieniam nieco jego słowa i mówię głośno: Będę na szczycie, bo kocham życie! Będę, gdy tylko pokonam B & B.

Idę spać, dobrej nocy!

Edycja z rana: wyspałam się! :) :) :)

2 komentarze:

  1. I w życiu tak już właśnie jest... Jedne lęki ustępują miejsca innym, potem znów wracają te stare... I tak cały czas :-( Choroba odciska piętno na całym naszym życiu i staje się naszym cieniem :-( Najważniejsze by ten cień nie okrył nas samych ale by stał się czymś co będzie gdzieś za nami. Czymś, o czym będziemy mogli na chwilę zapomnieć, by za jakiś czas znów poczuć na sobie jego oddech, który przypomni nam o tym, że musimy o siebie zadbać, że jesteśmy najważniejsi...
    A Levoxa...? Raczej pewnie zostanie Droga Pani 2B, skoro to jedyna droga żeby wytłuc to, co gnębi. Pewnie znów trzeba będzie zagryźć zęby i wytrzymać kolejny już raz... Ale przecież Pani ma coś, czego inni mogą pozazdrościć - wewnętrzną siłę i piękno - to dzięki nim jest Pani tym, kim jest i przezwycięży Pani wszystkie przeciwności!
    Więcej wiary Droga Pani 2B, więcej wiary....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się i zaciskam zęby, naprawdę. Tylko czasem mnie to wszystko przerasta...

      Usuń