czwartek, 15 sierpnia 2013

Zazdrość

Macie tak czasem, że budzicie się po przespanej nocy, a czujecie się, jakbyście w ogóle nie spali? Czasem każdemu się to zdarza. W moim przypadku tylko czasem tak nie mam. Tak więc dziś znów się nie wyspałam, mimo że położyłam się przed dwunastą, a wstałam po ósmej. Gdzie tu sens? Ech. 

3, 2, 1, 0... Zaczynam odliczanie. Jeszcze tylko trzy kroplówki. Poniedziałek, wtorek, środa. Yeah! Choć muszę przyznać, że godnie znoszę ten drugi kroplówkowy miesiąc. Pomyślałam wręcz, że z tego względu jestem do tego stworzona. W każdym razie najważniejsze jest to, że kroplówki mi pomagają.

Wczoraj znajoma na Facebooku napisała, że pobrali jej krew i przez to cały dzień bolała ją ręka. Najpierw w duchu się z tego zaśmiałam - głupie pobranie krwi, a ona tak reaguje. Potem jednak uświadomiłam sobie, że też tak zawsze reagowałam, też tak zawsze miałam. Robiły mi się siniaki, bolała ręka i przeżywałam wielki stres przed pobraniem. Niestety choroba spowodowała, że już tak nie reaguję, że pobranie krwi nie stanowi żadnego problemu. Że mogę patrzeć, jak wbijają mi igłę w skórę i strzykawka napełnia się krwią. Że nie jest problemem założenie  wenflonu i chodzenie potem z tym wenflonem przez cztery dni. Że po wbitym wenflonie w stopę, w dłoń, w zgięcie łokcia pobranie krwi naprawdę mnie nie rusza. I wtedy właśnie poczułam, że to przyzwyczajenie się do zabiegów medycznych odebrało mi swego rodzaju niewinność. Że chciałabym znów cierpieć i stresować się podczas pobierania krwi. Co gorsza, zaczęłam jej zazdrościć tego, że nie jest przyzwyczajona i bolała ją ręka. Zaczęłam zazdrościć tego, że nie jest chora. Po raz pierwszy moje odczucia związane z chorowaniem można było określić jako zazdrość. To nie jest miłe uczucie, nie chcę być zazdrosna.

We wtorek zaczęłam Tynidazol i dlatego przed pierwszą tabletką musiałam zrobić badanie krwi. Dlaczego? Okazało się, że Tynidazol rozbija białe krwinki, do których borelki się przyczepiają i z tego powodu ich poziom w trakcie brania leku jest obniżony. To powoduje, że wynik badania nie jest wówczas miarodajny. Jak łatwo się domyślić - pobranie zniosłam nad wyraz dobrze. Zero stresu, zero bólu, zero problemów.

Pomimo Tynidazolu na razie nie jest najgorzej. Doszłam do wniosku, że muszę mieć dużo spraw na głowie i rzeczy do zrobienia, bo wtedy nie myślę o tym, że boli mnie każda kość, każdy mięsień, każda część ciała. W sumie to chyba dobry znak - podczas działania jako tako mogę zapomnieć o chorowaniu. Nowość, ale za to pozytywna nowość.

Tak z objawów jeszcze - zobaczyłam ostatnio w Internecie wywiad z chorym na boreliozę. Zaskoczyło mnie, że wśród objawów m.in. wskazał trudności z mówieniem i pisaniem. Stwierdził, że jego pismo stało się niewyraźne. Kurczę, ja całe życie brzydko pisałam, ale ostatnio piszę wręcz  dramatycznie. Uznałam to jednak za moje lenistwo czy brak chęci ładnego pisania. Z mówieniem trudności też obserwowałam, ale z tego akurat zdawałam sobie sprawę. W każdym razie borelioza wciąż mnie zaskakuje, choć myślałam, że już na niej zęby zjadłam.

A poza tym - jutro jadę w góry - słowacka Mała Fatra. Może przesadzam, może nie powinnam, ale mam to gdzieś. Najwyżej potem będę cierpieć. Dla gór na pewno cierpieć warto!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz