wtorek, 6 sierpnia 2013

Nic nowego

Tradycyjnie rano leżę pod kroplówką. Dwie godziny z życiorysu. Coś mi dzisiaj kiepsko szło dzisiaj to podłączanie się do kroplówki, ale w ostateczności wszystko hula i leci. Za to wczorajsze wbicie wenflonu przebiegło bez problemów! I tym razem wszystko wzięłam, niczego nie zapomniałam, nie musiałam się wracać. Jest też dobra wiadomość - nie mam już siniaków. Po ostatnim wenflonie nie został ślad, poprzednie się zagoiły. Jupi, w końcu przestałam wyglądać jak ćpun. To naprawdę super sprawa, bo w sobotę jadę na wesele i nie będę się musiała wstydzić za swoje ręce. 

Weekend przeżyłam bardzo intensywnie. Niestety pierwszej wyjazdowej nocy prawie w ogóle nie spałam. Nie umiałam usnąć, rano obudziłam się wcześnie i czułam się bardzo zmęczona. Po południu ucinałam sobie krótkie drzemki. Już nie walczę ze sobą - gdy chce mi się spać, to po prostu się kładę. 

Generalnie moje samopoczucie nie jest ostatnio najgorsze. Psychicznie daję radę, moja głowa jest nawet w formie i znów mogę pracować. Kurczę, zapomniałam, jaką satysfakcję mi to daje. Fizycznie wciąż niestety jest różnie. Najgorsze są te cholerne biodra, poza tym mięśnie i kości dają się we znaki. Tak w temacie bioder - 22 sierpnia mam wizytę w poradni rehabilitacyjnej. Gdyby nie Marzena, to pewnie do końca roku nie udałoby mi się dostać do tej placówki. Jeszcze raz dziękuję! Zostanę zbadana przez lekarkę, której nazwiska już nie pamiętam i ona podejmie decyzje o ewentualnych zabiegach. Żeby było ciekawiej na zabiegi też trzeba czekać. "Polska, mieszkam w Polsce"... 

Właśnie mi się przypomniało, że psychicznie OK, fizycznie trochę gorzej, ale źle jest z pamięcią i koncentracją. Muszę się bardzo skupiać na tym, co ludzie do mnie mówią, bo inaczej moje myśli gdzieś odpływają i sama łapię się na tym, że nie słucham. Wczoraj Ł. miał małą próbkę mojej niepamięci...

Zaczynam też chyba mieć skutki uboczne Levoxy - podczas sobotniego spaceru bolała mnie kostka - ścięgno Achillesa. Na szczęście było to jednorazowe, liczę, że już nie wróci.

Z niecierpliwością wyczekuję 21 sierpnia, bo wtedy zakończę pierwszą dwumiesięczną partię kroplówek. 23 sierpnia kolejna wizyta u odkleszczowej pani doktor i kolejny miesiąc za mną. Wczoraj minął piąty. W sumie to czekam na wrzesień i jego końcówkę, bo wtedy znowu będę robić badanie na limfocyty CD57. Zobaczymy, jak bardzo kroplówki pomogły. Mogłabym to badanie co miesiąc robić, ale lekarka wytłumaczyła mi, że nie ma to sensu, bo limfocyty potrzebują czasu na odbudowanie się. Więc po raz kolejny muszę być cierpliwa i poczekać na końcówkę września.

Musiałam zrobić przerwę w kroplówce. Przerwę na toaletę. Bardzo trudno jest wytrzymać ją całą bez sikania. Nawadnianie dożylne jest chyba bardziej skutecznie niż te tradycyjne ;-).

I na koniec - ech, tęsknię za górami. Nosi mnie, gdy widzę obrazy z kamerek z piękną pogodą w Tatrach. Przez to boreliozowe cholerstwo zmarnowałam tatrzański sezon AD 2013 :(. Zmarnowałam też sezon na bieganie i sport, ech :(.

To należy już do przeszłości :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz