czwartek, 25 kwietnia 2013

Dzień dobry!

Witajcie, witam? Tak chyba się zaczyna pisanie bloga. Nie wiem, nigdy nie pisałam. Dlaczego? Na pewno nie dlatego, że nie lubię pisać, bo lubię. Czytać też lubię, w tym blogi czytać lubię. Więc dlaczego? Chyba dlatego, że wcześniej nie miałam wystarczającej motywacji do pisania. Teraz mam motywację i od jakiegoś już czasu zabieram się do tego, żeby stworzyć internetowy zapis kłębiących się w mojej głowie myśli. Brzmi ekshibicjonistyczne? Być może, ale jeżeli ich uwolnienie ma mi przynieść ulgę, trudno - biorę to "na klatę" i jestem ekshibicjonistką.

Skąd ta motywacja i dlaczego skopana przez życie? No właśnie. Życie mnie skopało, pokazało swoją ciemną stronę, ale wyciągnęłam drewniany mieczyk i podejmuję walkę. Często nierówną, prawie zawsze trudną, ale na pewno nie bezcelową. Poza mieczykiem w mojej walce towarzyszą mi liczni pomocnicy, czyli przyjaciele, członkowie rodziny, a nawet nieznajomi, którzy mijając mnie na ulicy zwyczajnie się uśmiechną. Dziękuję wszystkim moim pomocnikom, bo bez nich byłoby mi znacznie trudniej.

Ale do rzeczy... Skopana przez życie, bo? Bo 16 stycznia 2012 roku podarowano mi kompana, z którym mam spędzić resztę życia. Kompanem tym jest dwujamowy stymulator serca, czyli prościej mówiąc - rozrusznik serca, którego elektrody mam w przedsionku i komorze serca. Miałam wówczas 27 lat i tego dnia legły w gruzach niektóre z moich marzeń. Legły w gruzach, gdyż - wbrew słowom lekarzy - rozrusznik ogranicza. Mając go w sobie nie mogę się już wspinać, choć marzyłam o kursie wspinaczkowym i o wyjazdach w wysokie góry. Obecnie marzenia te odłożyłam na później i wierzę w to, że jeszcze je zrealizuję. Przez rok uczyłam się żyć z rozrusznikiem, aż w końcu go zaakceptowałam. Wtedy też wydawało mi się, że to koniec moich problemów. Tak, mam blok przedsionkowo-komorowy III stopnia, który sprawia, że samodzielnie moje serce uderza zaledwie 37 razy na minutę. Tak, mam rozrusznik, dzięki któremu żyję. Ale nie, nie jestem na nic więcej chora. Ot zwyczajnie uszkodzone serce, zaburzenia jego rytmu.

W listopadzie 2012 roku zmieniłam lekarza, co ma kluczowe znaczenie w dalszej części mojej historii. Podczas wizyty nowa pani kardiolog zadała jedno krótkie pytanie, którego poprzedni medycy nigdy nie postawili. "Czy przypomina sobie Pani, żeby kiedykolwiek ukąsił Panią kleszcz? Bo zaburzenia rytmu mogą być spowodowane przez boreliozę". Idąc tym tropem i przy ogromnym zbiegu okoliczności udało mi się potwierdzić diagnozę. Tak, jednak jestem na coś więcej chora. Tak, jest to borelioza. Co więcej, mam dwie choroby, a tą drugą jest bartonelloza.

Moje choroby spowodowane są przez dwie bakterie, które przenoszą kleszcze - borrelię i bartonellę. Prawdopodobnie to bartonella uszkodziła moje serce. Co gorsza, mam je już stosunkowo długo i z tego względu zdążyły już sporo namieszać.

Od marca leczę swoje panie B., a moje leczenie potrwa co najmniej rok. Na szczęście po wielu miesiącach prób i błędów jestem w dobrych rękach i w pełni ufam moim lekarkom (lekarce od kleszczy i lekarce od serca). Nie zmienia to jednak faktu, że wciąż potrzebuję swój drewniany mieczyk. Teraz nawet bardziej niż wówczas, gdy walczyłam tylko z blokiem serca i oswajałam rozrusznik. Leczenie, którego się podjęłam nie jest łatwe. Zmusiło mnie do zmian w nawykach żywieniowych, począwszy od diety, skończywszy na dokładnych godzinach posiłków. Zmusiło mnie również do połykania około 16-18 różnych tabletek dziennie. Niemniej jednak nie to stanowi największy problem. Największym problemem jest bowiem moje samopoczucie, na które wpływa odczuwanie fizycznego i psychicznego bólu - mniej lub bardziej intensywnie każdego dnia walki z paniami B.

Zatem Skopana przez życie to skopana przez choroby odkleszczowe, a motywacja z zupełnie prywatnej zaczyna również nabierać publicznego charakteru - im więcej osób będzie miało świadomość, na czym polega walka z paniami B., tym mniej kolejnych skopanych przez życie w przyszłości. Przynajmniej taką mam nadzieję...

4 komentarze:

  1. cześć:)
    jak to miło pod koniec dnia wpaść na "Internetową Sąsiadkę" i to piszącą blog z tego samego powodu :) również zadomowiły się we mnie dwie panie B... i także mam nadzieję, że moje słowa trafiając do większego grona ustrzegą lub uświadomią choć... jedną osobę. Zawsze to jedna do przodu.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej,

      dziękuję bardzo za komentarz. Miło przekonać się, że jest nas więcej z tą samą "misją". Trzymam kciuki za Twój (i swój również ;-) ) powrót do zdrowia :)

      Usuń
  2. Dzień dobry. Trafiłam na Pani blog przypadkiem...szukając informacji na temat reakcji Herxa i tak mnie jakos wciągnęło. Podziwiam Panią za walke i siłę!!!! Mam też jednak pytanie-czy faktycznie ugryzł Pania kleszcz? Pamięta to Pani? Jakie badania Pani robiła żeby wykryć to dziadostwo?? Mnie nigy nie ugryzł kleszcz, lekarze na moje sugestie że może coś odkleszczowego mam buchają śmiechem. Ugryzienia ja nie pamiętam-ale moja mama wspomniała ze gdzieś tam 25-26 lat temu chyba mnie ugryzł. od 2 lat szwędam się po neurologach,mam zmianę w głowie o chcrakterze SM-szpital,badania-SM wykluczone ale kilka innych parametrów jest nie tak w płynie mózgowo-rdzeniowym. Zmagam się z mnustwem przeróżnych objawów w tym również zaburzeń rytmu serca. Wmawiali mi nerwicę, dali leki silnie uzależniające-próbowałam 4 razy już to gówno odstawić i nie da rady. Neurolodzy stwierdzili że jestem za młoda (28 lat) na choroby i że napewno mam nerwicę,wpakowali w leki i męcz sie dalej kobieto. Byłam u 4 psychiatrów którzy wykluczyli mi nerwicę, dwoje dało nawet zaświadczenie na piśmie do neurologów. Przebadałam się na grzybka..niestety jest go w cholere, tępie go od pół roku ale teraz tak się zastanawiam czy też nie mam jakichś Pań B. Przeczytałam gdzieś ze Panie B. mogą również powodować zmiany w mózgu takie jak daje SM i wiele, wiele innych. Nie wiem tylko jakie badania zrobic żeby potwierdzić lub wykluczyć te pizdy B. Mieszkam na zadupiu gdzie lekarze maja po 80 lat i na słowo kleszcz reagują śmiechem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj,

      trzymam kciuki, żeby udało Ci się dobrze zdiagnozować, znaleźć właściwą opiekę medyczną i rozpocząć leczenie. Kleszcza pamiętam i to niestety niejednego. Ostatniego miałam w 2011 roku, ale prawdopodobnie to nie on dokonał takich dewastacji w moim organizmie.

      Odnośnie badań. Na dzień dobry polecam badanie na boreliozę ELISA w klasie IgM i IgG - niewielki stopień skuteczności, ale jest za darmo, NFZ ją refunduje. Potem badanie na boreliozę Western Blot w tych samych klasach. Można je m.in. zrobić w sieciówce o nazwie Diagnostyka, koszt to ok. 200 zł. Poza tym polecam badanie na bartonellę w dwóch klasach i chlamydię w dwóch klasach.

      Te badania powinny dać już jakąś odpowiedź.

      Powodzenia!

      Usuń