piątek, 28 lutego 2014

ilejeszcze?!

Fatalnej passy ciąg dalszy. Od środy jest kiepsko, nawet bardzo. Nie mam siły, żeby stać, chodzić, trzymać się w ryzach. Myślałam, że na Prazykwantelu było źle, ale teraz jest jeszcze gorzej. W środę stwierdziłam, że czuję się, jakbym miała grypę. Z tą różnicą, że nie boli mnie gardło, nie mam kataru, gorączki, no i przede wszystkim nie mam wirusa grypy. Za to boli mnie każda część ciała, boli mnie życie. W szczególności boli głowa i mięśnie. Tabletki przeciwbólowe nie pomagają.

Ech, na domiar złego dziś zdążyłam się już dwa razy rozbeczeć. Powód płaczu - błahy. W ogóle mam wrażenie, że wszystkie zewnętrzne sygnały docierają do mnie ze zdwojoną siłą - słowa, gesty, czyny. W takim stanie nie da się pracować. Zresztą nie tylko pracować, nic się nie da. Mogę leżeć i przeglądać jakieś głupoty w necie albo oglądać TV. Nic więcej.

Muszę jutro wziąć się w garść... Jeszcze tylko dwa dni pracy... Dwa dni...

3 komentarze:

  1. Pod koniec zeszłego roku i u mnie zaczęły się przygody jak myślałem ze zdrowiem (nadal nie wiem do końca czy to zdrowie czy tylko umysł). Ilość diagnoz jaką od tamtej pory usłyszałem była porażająca (spotkałem się także z olewatorskim podejściem niektórych lekarzy - na szczęście jeszcze paru dobrych specjalistów nam zostało). Na chwilę obecną nadal kontynuuję już długo ciągnącą się diagnostykę. Lekarze mówią, że z wyników wszystko jest ok ale jeden parametr spokoju nie daje do końca. W przeciągu ostatniego roku schudłem 11 kilo a że zawsze szczupły byłem to teraz wyglądam raczej skromnie ;) Pomimo przejścia przez okres w którym miałem ostrą depresję z której nadal się podnoszę (ot życie mnie też pokopało tylko że w sferach: prywatnej (był związek a pozostał dramat), zawodowej (były kontrakty pieniądze a teraz bieda ze zleceniami i terminowymi płatnościami) i rodzinnej (podejrzenia poważnych chorób u rodziców). Na szczęście po czasie stopniowo jest coraz lepiej. Sprawy rodzinne się wyjaśniły i jest już duża ulga oraz ciekawostka medyczna. Potrzeba cierpliwości a wiem jak z nią może być ciężko kiedy wszystko naokoło Cię przygnębia albo coś czego każdy wolałby uniknąć się przeciąga. Mimo to jednak postaraj się wypełnić sobie dni czymś do zajęcia umysłu bo zauważyłem, że w takich sytuacjach potrafi czasami działać na naszą niekorzyść. Trzymaj się ciepło i nie zapominaj o odpoczynku.
    Ja nie dałem za wygraną i Ty nie dawaj :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! :)

      Mam nadzieję, że w Twoim życiu będzie już nieustannie lepiej, bo w końcu - ileż można, prawda? Wierzę w to i będę trzymać za Ciebie kciuki. Również za to, żebyś w końcu został zdiagnozowany. Mnie brak diagnozy frustruje i wiem, że diagnoza jest już połową sukcesu.

      Jeśli chodzi o mnie - staram się jak mogę trzymać w kupie. Czasem tylko zwyczajnie nie potrafię i wtedy włączam komputer, otwieram bloga, piszę, co mi leży na sercu i przynosi mi to ulgę. Na szczęście.

      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
    2. Dzięki wielkie za ciepłe słowa :)

      Odnośnie zdrowia to ja osobiście zacząłem działać na własną rękę (ale bez szaleństw). Ot poprawiona dieta (bez wynalazków, zdrowe jedzenie... ale pizzy brakuje ;) ), o wiele bardziej uregulowany tryb życia. Dodatkowo jeszcze wspomagam się suplementami... niestety w tym wypadku jakość kosztuje ale w sumie inwestycje w zdrowie podobno warto ponieść zwłaszcza jeżeli ma się coś sprawdzonego na wyciągnięcie ręki.

      Również będę za Ciebie trzymał kciuki abyś mogła wrócić do pełni szczęścia i zdrowia bo wiem jak bywa ciężko kiedy niepewność w życiorysie się panoszy (taka wredna łajza z niej :P ).

      Usuń