niedziela, 2 lutego 2014

Na kacu

Dziś rano mnie oświeciło. W mojej głowie pojawiła się myśl. Porównanie. W końcu wiem, jak określić, jak zdefiniować to, jak się czuję... Czuję się tak, jakbym była na kacu, mimo że nie piłam. Permanentnym kacu. Dzisiaj to w ogóle solidny ten kac jest. Głowa mi pęka i chyba zaraz przegram - wezmę kolejną tabletkę, tym razem przeciwbólową... No to wzięłam, czekam na efekt. Przy okazji tego kaca przypomniała mi się piosenka Świetlików "Delikatnienie", o tak, zdecydowanie tak: "Szalenie delikatny jestem na kacu. To taki stan, kiedy byle reklama zmusza do płaczu". Enjoy:


Wczoraj zakończyłam kurację Vermoxem. Bez większych sensacji się to odbyło. Z nowości, to jedynie jakoś tak niedobrze mi było, ale na szczęście nie skończyło się to zwracaniem treści mojego żołądka. Od środy rozpoczynam Metronidazol i powoli przygotowuję się na najgorsze. Metronidazol trzy razy dziennie po 500 mg, yyyy, także tego...

Muszę jeszcze przed Metronidazolem ogarnąć temat badania krwi, co oznacza, że musiałabym jutro umówić się do lekarki rodzinnej. Nie chce mi się. Ona jest miła, nie mogę mieć do niej żadnych zastrzeżeń, ale mam wrażenie, że patrzy na mnie jak na hipochondryka i nie do końca akceptuje leczenie ILADS, a ja z kolei nie akceptuję "nieakceptacji". Nawet nie chce mi się jej mówić, że mam lamblie, chyba jej tego zwyczajnie nie powiem.

Kurczę, jestem kłębkiem nerwów. A świadomość tego, że nim jestem jeszcze bardziej mnie denerwuje. Takie błędne koło. Ech. Byle do marca... Z leczeniem lamblii, z pracą, ze wszystkim. Byle do marca... 

Zima, styczeń - jak zwykle "łaskawy" dla mnie był. Powtórzę się, ale co tam: 1. styczeń 2012 roku - rozrusznik, 2. styczeń 2013 roku - zdiagnozowana bartonelloza, połowiczna diagnoza boreliozy, 3. styczeń 2014 roku - zdiagnozowana lamblioza. Pieprzona powtarzalność!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz