sobota, 6 grudnia 2014

1, 2, 3, 4, 5

Czas płynie, a u mnie tak zwana stara bieda. Raz lepiej, raz gorzej. To gorzej jest mi obecnie bardziej bliskie, co jest spowodowane różnymi dolegliwościami, które mi dokuczają.

Po pierwsze - zmęczenie. Śpię stosunkowo długo, myślę, że niejedna osoba mogłaby mi zazdrościć liczby przesypianych godzin. A mimo to każdego wieczora po prostu padam. Ma to swoje dobre strony - w niepamięć odszedł już czas, kiedy cierpiałam na bezsenność. Kiedy spędzałam długie godziny w łóżku, przewracając się z boku na bok. Ma również te złe - wieczorem nie jestem w stanie robić jakichkolwiek konstruktywnych rzeczy, czyli na przykład pracować. Co więcej, ja nawet nie jestem w stanie zobaczyć filmu, serialu itp. Wczorajszej nocy - po przebudzeniu się na tabletki (2:00, Rifampicyna), poszłam do toalety. Poszłam, ale samo wyjście z łóżka było straszne. Nie miałam siły podeprzeć się na rękach, żeby wstać. Jakby ktoś wyciągnął mi baterie z rąk...

Po drugie - strzelające stawy. To jest jakiś koszmar. Wykonywanie ruchów ciała w moim przypadku wiąże się ze strzelaniem stawów - barki, biodra, kolana, nawet nadgarstki. Odnoszę wrażenie, że im bardziej jestem zmęczona, tym bardziej stawy strzelają. Nie wiem, czy to kwestia tego, że wtedy bardziej zwracam uwagę na strzelanie, czy też rzeczywiście istnieje taka prawidłowość.

Po trzecie - bóle nóg. Najczęściej są to wspominane na blogu kolano-uda, ale wczoraj i przedwczoraj znów bolało mnie prawe biodro.

Po czwarte - bóle głowy.

I wreszcie po piąte - mroczki przed oczami, ale na szczęście odnoszę wrażenie, że mam ich mniej niż miewałam jeszcze niedawno.

W tych wszystkich objawach najgorsze jest to, że włączają mi w głowie lampkę ostrzegawczą pt. borelioza i lamblie. To znaczy, że zaczynam się zastanawiać, czy czasem nie wróciły moje stare "przyjaciółki", czyli choroby, które powinnam już pokonać i których obecnie nie leczę. Włączają mi myśl, a co jeśli ja umrę... Mam już dość tego wszystkiego. W chorowaniu najgorszy jest strach...

W związku z tym, że w przyszłym tygodniu mam kolejną odkleszczową wizytę - byłam wczoraj u lekarki rodzinnej po skierowanie na badanie krwi. Pani doktor powiedziała, żebym tak na dwa/trzy miesiące płaciła za badanie, bo ona nie będzie mi dawać tylu skierowań. Niemiłe zaskoczenie. Zapytałam ją o cenę, powiedziała, że powinno to wynieść jakieś 60 zł. Poczułam coś, czego nie czułam już dawno - chory z boreliozą i innymi chorobami odkleszczowymi jest zdany sam na siebie i swoje pieniądze, bo NFZ i publiczna służba zdrowia ma go w dupie... Ech.

I tak poza tym jedziemy z Ł. zrobić badanie na bartonellę... bo martwią nas pewne dolegliwości, które się mu przytrafiają. Mam nadzieję, że to nie będzie to... Jeśli go zaraziłam, to sobie tego nie daruję. :( :( :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz