poniedziałek, 13 stycznia 2014

Zmiana

Tak jakby nie mogło choć na chwilę być z górki. Dużo się wydarzyło przez ten tydzień od poprzedniego wpisu. Mimo tego nie pisałam, bo po raz kolejny mnie życie przerosło (i jakoś opisać tego nie umiem), a poza tym nie bardzo na pisanie mam czas (natłok pracy, natłok stresu).

W telegraficznym skrócie wygląda to tak, że dziś byłam w prywatnym laboratorium (będącym laboratoryjną sieciówką o nazwie Diagnostyka) oddać krew celem wyeliminowania bądź potwierdzenia innych chorób, które mogą moje limfocyty CD 57 obniżać. Na razie daruję sobie ich nazywanie, bo zmaganie się z kolejną chorobą to za dużo jak dla mnie. Tak więc nie nazywam, zaprzeczam i jednocześnie o nich czytam i stresuję się, że mogę je mieć. W każdym razie ta wątpliwa przyjemność przebadania się kosztowała tym razem 200 zł. A tak w ogóle, to Diagnostyka robi również boreliozową Elisę, Western Blot i badanie na babeszjozę - względnie tanie, jakby ktoś reflektował. Bartonellozy niestety nie diagnozują. Ale ad rem - dzisiejsze pobranie krwi należało do "ciekawszych" i chyba trochę nie wyszło pani je wykonującej. Opaskę uciskową zacisnęła bardzo mocno (bolało) i kazała "pracować ręką", więc pracowałam. Wypatrzyła żyłę i wbiła w nią strzykawkę - wyjątkowo nie patrzyłam i wyjątkowo zabolało. Okazało się, że krew nie leci, nie trafiła, więc rozpoczęło się standardowe narzekanie, że mam cienkie żyły. Już tyle razy to słyszałam, że to aż nudne się powoli robi. Poprosiła o drugą rękę z nadzieją, że w niej żyły są lepsze, ale zrezygnowała i wbiła się jeszcze raz w tą samą. Tym razem się udało, ufff. Wyniki w ten piątek (część I) i w następny piątek (część II). Choć może to irracjonalne, ale chciałabym, żeby były negatywne. Dlatego, że mam już dość chorób. Oswoiłam blok serca i rozrusznik (jako tako), oswajam B&B i naprawdę nie mam już siły na nowe oswajanie.

Zaszła też pewna istotna zmiana. Od soboty robię tygodniową (być może nawet dłuższą) przerwę od antybiotyków. Pierwszy raz od 10 miesięcy! Wow! Biorę "jedynie" jakieś 15 nieantybiotykowych tabletek dziennie. Notabene na piątkowej odkleszczowej wizycie okazało się, że brałam za mało Essentiale Forte - 2 tabletki zamiast 6 dziennie. Niedobrze, gdzie się podziała moja skrupulatność?

Natomiast w moim samopoczuciu pozytywnych zmian nie widzę. Od wczoraj jest jakby trochę trudniej niż było. Wczoraj pękała mi głowa i łzawiły oczy. Nawet nie wiedziałam, ale w necie wyczytałam, że łzawienie też może być sprawką boreliozy. Okulistka zawsze mi mówiła, że łzawią mi od pracy przy kompie... Dziś w sumie jest podobnie, choć głowa jakby mniej (wystarczyła jedna tabletka przeciwbólowa, wczoraj skończyło się na trzech), ale za to chyba pęcherz się odezwał, a ostatnio długo milczał.

Teraz przerażająca nowinka - lekarka (dr n. med.) prowadząca Ł. w szpitalu, w którym był (wyszedł w piątek) próbowała mu wmówić, że borelioza nie jest chorobą zakaźną. Nie dał się jednak i zadzwonił do mnie, żeby się upewnić. W ostateczności - gdy sama poczytała na ten temat - przyznała mu rację. Wniosek: część lekarzy w tym kraju nie ma bladego pojęcia na temat boreliozy...

Dziś 13 stycznia. Dwa lata temu dostałam skierowanie do szpitala, bo lekarkę rodzinną zaniepokoiło moje serce. 15 stycznia wylądowałam w szpitalu. 16 stycznia wszczepili mi rozrusznik.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz