Ostatnio moje życie bardzo przyspieszyło. W poniedziałkowy wieczór wyjeżdżam do Chorwacji, wrócę dopiero 16 lipca. W związku z wyjazdem mam mnóstwo spraw na głowie. Ciągła bieganina. A w tym wszystkim jeszcze życie prywatne i odrobina zawodowego. Choć tak sobie myślę, że jak tak dalej pójdzie, to w pracy chyba mnie przechrzczą...
Do mojego ekwipunku wyjazdowego wliczają się dwa kartony leków, przenośna lodówka (na jedzenie i probiotyk) oraz torba jedzenia - zawekowane zupy, fasolki itp. Muszę to wszystko dziś ogarnąć. Kolejnym podstawowym elementem mojego wyposażania na wyjazd jest Marzena. Na szczęście jedzie ze mną i będzie mnie zakraplać.
Dziś już u mnie była. Musiała wbić nowy wenflon - już piąty. Poprzedni wytrzymał do wczoraj i... znów to samo - ręka spuchła, jest czerwona i boli. Bardzo chciałyśmy wbić go w lewą rękę, ale nie udało się. Teraz mam wenflon w prawej i z tym wenflonem muszę się spakować i przejechać 1000 km, tak żeby we wtorek rano - zaraz po przyjeździe podłączyć się do Biotraksonu <3.
Nie wiem, czy będę mieć możliwość pisania bloga podczas pobytu w Chorwacji. Jeśli tylko taka szansa się nadarzy, to na pewno napiszę, jak i czy sobie radzę.
A tak poza tym - pełna wygoda. Właśnie siedzę na kanapie pod kroplówką, telewizor włączony (z racji zawodu i pasji - polityczny kanał), lapik na kolanach i piszę bloga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz