piątek, 24 stycznia 2014

Rzygam życiem

Właśnie nadeszła taka chwila, że jedyne, o czym myślę to jest to, że rzygam życiem. Mam już naprawdę dosyć tego wszystkiego. Ileż można? Co chwilę coś. Czy jeszcze kiedyś będzie normalnie? Nie pamiętam już, jak to jest, gdy jest normalnie. Gdy nic nie boli, nic nie denerwuje, nic nie psuje nastroju. 

Wiem, że to pewnie dobrze, że mam lamblie, bo inaczej miałabym lekooporną boreliozę. Ale z drugiej strony nie umiem przejść nad tym do porządku dziennego. Nie umiem się pogodzić z kolejną chorobą. Nie myślę: dlaczego ja? Myślę: dlaczego tego tak dużo jest? To ponad moje siły. Jak długo jeszcze będę testowana? Ile jeszcze będę musiała znieść?

Pociesza mnie jedynie to, że wiem, że jestem w dobrych rękach i że moja lekarka odkleszczowa zajmie się również wyleczeniem lamblii (dziękuję!). Żeby po raz kolejny nie było kolorowo - standardowe leki mi nie wystarczą, a w tym  kraju-raju tych skutecznych kupić nie można, więc będę je musiała sprowadzić z... Ukrainy.

Najbliższy miesiąc czeka mnie prawdopodobnie dalsza równia pochyła, czyli pogorszenie samopoczucia (tak, jakby już nie było źle), co będzie stanowić skutek leczenia pasożytowego ścierwa. Pięknie jest.

Ł. w czwartek pojechał na badanie krwi w kierunku lamblii. Po co chorować w samotności, skoro można chorować grupowo? Rodzina też się będzie leczyć - wszyscy domownicy zakażonego muszą. Klawo.

I właśnie dlatego rzygam życiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz