Leżę pod kroplówką i się nudzę. Pomyślałam więc, że może coś krótkiego napiszę.
Wczoraj u okulisty wszystko OK. Moje oczy są zdrowe, więc mroczki przed oczami to wina borelki. Okulistka (tym razem w ramach NFZ) była bardzo miła i rzeczowa, ale niestety jej wiedza w temacie chorób odkleszczowych jest niewielka. Dlatego też na koniec zasugerowałam jej, że te mroczki przed oczami mogą być związane z boreliozą, na którą się leczę, ale skwitowała, że na pewno nie. Że są to męty ciała szklistego w oku i ich pojawienie może wynikać ze zmęczenia, przepracowania i przede wszystkim z pracy przy komputerze. Zatem boreliozowy test oblała, a szkoda. Przy okazji zapytała też, czy studiuję, czy pracuję. To pytanie mnie nie zdziwiło, bo ludzie zazwyczaj myślą, że mam mniej lat niż rzeczywiście mam.
Poza tym jest trochę lepiej, choć biodra dalej bolą. Wciąż kombinuję z tą rehabilitacją. Marzena mi w tym pomaga - dziękuję! Może uda się coś wyczarować.
Dzisiejsza kroplówka stała pod znakiem zapytania. Przed przygotowaniem kroplówki wstrzyknęłam sobie sól, żeby sprawdzić, czy wenflon działa. Poszło gładko, nie szczypiało, więc zabrałam się do podłączania. Jednak gdy się podpięłam - kroplówka nie chciała lecieć. Nie pomogło masowanie ręki i już miałam wizję, że z roztworem soli i Tartriaksonu będę musiała iść do przychodni i że pewnie dostanę burę, że się sama podłączałam. Ostatnią deską ratunku była kolejna strzykawka soli. Wbiłam, nie bolało, więc podpięłam znów kroplówkę i... zadziałało. Uffff.
Na koniec cytat z filmu, który w chorowaniu jest dla mnie bardzo ważny i o którym już kiedyś na blogu pisałam. Z filmu o Angeli VanLaanen narciarce ekstremalnej trafionej przez borelkę. Film jeszcze raz polecam!
"When you dealing with the chronic illness there is no date, there is no insurance, there is no guarantee that you’ll be ever able to perform that way you were able to perform before."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz