Torturą stosowaną przez ludzkość od co najmniej średniowiecza jest brak snu. Osobę torturowaną przez kilka, czasem nawet kilkanaście dni pilnują strażnicy, którzy nie pozwalają jej usnąć. Tortura ta nie zostawia żadnych śladów i z tego względu trudno jest udowodnić, że było się torturowanym. W skrajnych przypadkach może ona prowadzić do śmierci.
Ja również jestem poddawana tej torturze. Moim strażnikiem i oprawcą jest borelioza, a pomaga jej bartonelloza. Nie wiem, ile śpię w ciągu doby. Na pewno niedługo. Do tego również jakość mojego snu jest słaba. Nie umiem usnąć, często się budzę, czuję się, jakbym nie spała w ogóle. Jestem torturowana i moja tortura nie pozwala mi cieszyć się życiem...
Brak snu pogłębia stan permanentnego zmęczenia, w którym się znajduję. Nawet pisane tego posta sprawia mi problemy - słowa nie chcą układać się w zdania, zdania zdają się nie mieć sensu.
Wczoraj przeszłam samą siebie. Zapomniałam wziąć nie jednej, nie dwóch, lecz ośmiu popołudniowych tabletek. Dwa dni wcześniej nie wzięłam jednego z trzech wieczornych antybiotyków. To jestem w stanie jakoś zrozumieć - nowy lek, jeszcze się nie przyzwyczaiłam, można usprawiedliwić. Ale leki popołudniowe biorę już ponad 70 dni, więc jakim cudem...? :( Zorientowałam się o 19, czyli co najmniej dwie godziny za późno. W tym momencie z moich ust samo wyszło soczyste: k*** mać!
Jeszcze tylko (aż) cztery i pół dnia Tynidazolu. On mnie wykańcza. Boli każda część ciała. Potem będzie lepiej, musi. Tynidazol się skończy, herx minie, będzie jakiś tydzień lepszego samopoczucia. Jeszcze tylko parę dni muszę się pomęczyć i na pewno będzie lepiej...
Jeszcze tylko (aż) cztery i pół dnia Tynidazolu. On mnie wykańcza. Boli każda część ciała. Potem będzie lepiej, musi. Tynidazol się skończy, herx minie, będzie jakiś tydzień lepszego samopoczucia. Jeszcze tylko parę dni muszę się pomęczyć i na pewno będzie lepiej...
W tym wszystkim przeraża i zasmuca mnie to, że wszyscy chorzy tak cierpią. Że czują ten ból, że muszą przez to przechodzić. Że w swojej walce są pozbawieni pomocy instytucji, która powinna im pomagać, a którą jest Narodowy Fundusz Zdrowia. W dodatku większość przedstawicieli tej instytucji neguje ich chorowanie, bo przecież miesięczna kuracja antybiotykowa leczy boreliozę. W ten sposób choroba u "wyleczonych" się rozwija. W ten sposób osiągają stan, w którym ja się właśnie znajduję. Stan starej i trudnej do wyleczenia boreliozy. Jak o tym wszystkim myślę, to czuję smutek, współczucie i cholerną bezsilność...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz