W środę zdobyłam Babią Górę. Z Ł. ją zdobyliśmy. Wchodziliśmy od słowackiej strony, po wejściu na szczyt zeszliśmy na Małą Babią i stamtąd słowackim szlakiem do samochodu. Po przejściu całości okazało się, że zrobiliśmy 18,5 km, co bardzo mnie ucieszyło, bo dałam radę. Lubię dawać radę. Rok temu w kwietniu pojechaliśmy z Ł. na krokusy do Doliny Chochołowskiej i wdrapaliśmy się na Grzesia. Wycieczka miała 19,5 km, ale w tym spacer od wejścia do Doliny do schroniska na Polanie Chochołowskiej, zatem prawie że po płaskim. Tym razem niemalże cała trasa była w terenie górzystym, dlatego tym bardziej jestem z siebie dumna.
Widoki ze szlaku
Jedynym minusem wycieczki było dosyć solidne zmęczenie pod koniec i wieczorem w domu, a także lekkie zakwasy (zwłaszcza na... pośladkach). Do tego wszystkiego muszę dodać ból prawego kolana, który od 2009 roku towarzyszył mi po intensywnych górskich wycieczkach. Myślałam, że już się z niego wyleczyłam, ale niestety jednak nie... :( . A szkoda, bo to intensywne cholerstwo.
Babia wiosenną zimą
Oprócz tego w piątek byłam na kolejnej wizycie lekarskiej i wkrótce wrócę do leczenia boreliozy. Jeszcze tylko jutro i pojutrze Prazykwantel, tydzień później Zentel, kończę lambliowy epizod i mogę wrócić do starego wroga. Wychodząc z gabinetu lekarskiego po raz pierwszy w życiu ogarnęło mnie uczucie, że będzie dobrze, że wszystko się dobrze ułoży, że już bliżej niż dalej i że za chwilę wrócę do normalności. Taki wewnętrzny spokój. Dziś tego przekonania jakby mniej mam, ale i tak jest w miarę dobrze.
Przepaść ;-)
Mniej przekonania, bo jestem trochę zmęczona i już świat nie jest taki łatwy jak wczoraj. Przeżywam wypalenie materiału, w dodatku cały dzień pracowałam i nie miałam czasu na odpoczynek. Teraz jeszcze jedną rzecz zrobię i idę się kąpać i do łóżka. Mam zamiar wziąć Xanax, bo ostatnio znów słabo sypiam. Nienawidzę tego stanu, gdy śpię, a mam wrażenie, że nie śpię, jestem świadoma i mózg mi wcale nie odpoczywa. Dlatego dziś zamierzam sobie dopomóc małą, białą tabletką.
"Będę na szczycie, bo kocham życie"
Podczas poprzedniej wizyty lekarskiej zostałam emocjonalnie wypruta przez innego pacjenta, z którym wspólnie czekaliśmy na swoją kolej. Sądziłam, że temat chorowania nie jest już dla mnie problemem, ale chyba jednak zmienię zdanie. Temat ten jest problemem, gdy się musi dyskutować w sposób, który prowadzi do porównywania mojej sytuacji z sytuacją innej osoby. Porównywania poziomu wiedzy, rodzajów leków, czasu choroby, czasu leczenia itp. Po tej krótkiej "pogawędce" odczuwałam Gombrowiczowskie zgwałcenie przez uszy ;-) . Na szczęście rozmówcę zainteresował nowy temat, czyli Bieszczady i mogłam trochę odpocząć, bo głównym dyskutantem został Ł.
W kierunku Małej Babiej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz