No więc tak. Leczę sobie lamblie i dziś to leczenie trochę mi się wydłużyło - skończy się 25 marca. Obecnie miałam 5 dni przerwy, ale od jutra kolejny lek dla psów (jak to moja mama mówi), czyli przez trzy dni to na "n" (nie umiem tej nazwy zapamiętać). Swoją drogą mama tu się niby śmieje, ale jednocześnie wszystkim zaaplikowała kolejną dawkę Vermoxu, Metronidazolu i Zentelu - poszła do lekarza rodzinnego i wyciągnęła od niego receptę dla wszystkich domowników.
To leczenie lamblii raczej nie jest miłe. Podczas Prazykwantelu (pierwszego leku dla psów) wkręciłam sobie, że umrę od tych dragów, a przecież ja wcale nie chcę umierać, bo mam tu jeszcze sporo do zrobienia. Co gorsza, wkręciłam sobie to na wieczór, przed snem, a wtedy takie myśli przerażają jeszcze bardziej niż w ciągu dnia.
Poza tym przez to leczenie zmęczona byłam, zwłaszcza w piątek. Niefortunnie to wypadło, bo w piątek akurat byłam na urodzinach u znajomego i tak trochę nie dawałam rady, co mnie zasmuciło bardzo. Przede wszystkim dlatego, że od razu sobie przypomniałam pierwsze miesiące leczenia boreliozy i podobny poziom zmęczenia, który uniemożliwiał dłuższe spotkania towarzyskie. Jednocześnie otoczenie podczas tych urodzin nie bardzo akceptowało moje niedomaganie i to również mnie smuciło. Takie trochę rozdwojenie jaźni z mojej strony. Bo mam już dość niemocy i nie chcę, żeby ludzie postrzegali mnie przez pryzmat choroby, chciałabym być już zdrowa. Ale z drugiej strony mogliby być odrobinę bardziej empatyczni i rozumieć, że ja wciąż nie jestem w pełni sił i że zdarzają mi się chwilowe upadki. Ech, chorowanie trudne psychicznie jest.
A oprócz tego - wciąż kończę to moje zawodowe dzieło. Jeszcze tylko tydzień i będzie koniec. Tydzień intensywnej pracy, czytania, sprawdzania, poprawek i to naprawdę będzie koniec, choć efekty tego końca dopiero za jakieś trzy miesiące zobaczę. No ale w związku z tym, że wkrótce zamknę ten rozdział, zaplanowałam, że w środę 5 marca będę robić... NIC. Dokładnie tak. Zamierzam pierwszy raz od niepamiętnych czasów nie nastawiać budzika, leżeć w łóżku, czytać książkę, odpoczywać. To będzie dobry akcent na rocznicę. Tym razem rocznicę leczenia. 5 marca 2013 roku zaczęłam zażywać antyboreliozowe dragi, a od 1 marca co miesiąc moja odkleszczowa pani doktor dzielnie znosi mnie jako pacjenta. Wow!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz