środa, 25 lutego 2015

Rysianka

Na początku chciałabym poinformować, że żyję, mam się dobrze i wcale mi się nie spieszy, żeby znaleźć się na tamtym świecie. :) :) :) :)

Co więcej, dodam, że ostatnio odczuwam różne dolegliwości, a podobno nic nie boli dopiero wtedy, gdy się nie żyje ;-) . Zatem muszę żyć. Taki czarny humor mi się włączył. No i właśnie dolegliwości... Bactrim spowodował, że pojawiają mi się wysypki - głównie na brzuchu i na ramionach. Rano ich nie mam, nasilają się wieczorem. Generalnie kondycja mojej skóry nie jest najlepsza. W dodatku strasznie swędzą mnie nogi - też zazwyczaj wieczorem, głównie łydki, ale czasem również uda. Zdarzy się także ból kolano-ud (dziś bolą). Do zestawu dołączyć można jeszcze różne dziwne rozkminy (a właściwie strach, strach jest najgorszy). Mam wrażenie, że bartonella podstępnie próbuje mi odebrać radość z życia.

Zima wciąż trzyma - wbrew temu, co za oknem

Koniec tego narzekania. Z pozytywów - byliśmy z Ł. w niedzielę na Rysiance. Oboje cierpieliśmy na duży głód gór. Ł. chciał iść na Pilsko, a ja na Rysiankę, bo dawno tam nie byłam. W końcu się zgodził na moją opcję i zdecydował, że wejdziemy od Sopotniej. Okazało się, że wybranym przez nas szlakiem nikt przed nami w zasadzie nie szedł, co oznaczało torowanie w metrowym śniegu. Co chwilę się zapadaliśmy i kończyło się to wywrotkami (na szczęście lądowanie było miękkie, choć również mokre). Słowem było naprawdę super! Uśmialiśmy się przy tym ogromnie. Na dokładkę na górze czekał na nas widok na Tatry (widoczność nie była zbyt dobra, ale mimo to było je widać) i pyszny naleśnik z jabłkiem w schronisku (Ł. wybrał bigos, ale mój wybór uznaję za lepszy). To się nazywa pełnia szczęścia. Gdy schodziliśmy do samochodu zaczęło się chmurzyć i zanosiło się na deszcz (temperatura była na plusie). Nam na szczęście pogoda nie pokrzyżowała planów i niedzielę oceniam jako naprawdę extra dzień - takie naładowanie akumulatorów przed marcem, który będzie dla mnie pracowitym miesiącem.

Beskidzkie kolosy - po lewej Babia, po prawej Pilsko

Rysianka :)

niedziela, 15 lutego 2015

Gorzej czyli lepiej

W piątek byłam na odkleszczowej wizycie. Miałam dobre przeczucia - gorzej czyli lepiej. Gorzej, bo ostatnim czasem pojawiały mi się wysypki (głównie na brzuchu, ale też na udach), codziennie miałam mroczki, zdarzały się bóle głowy, zmęczenie i taki lekki "wkurw" pod tytułem: mam już dość tego leczenia, ile jeszcze, już mi się nie chce. Objawy te wcale nie zmartwiły mojej odkleszczowej pani doktor, wręcz przeciwnie - powiedziała, że to znaczy, że Bactrim + Rifampicyna bardzo dobrze działają i z tego właśnie powodu lepiej. Na kolejny miesiąc leczenia dostałam ten sam zestaw. Bactrimie i Rifmapicyno działajcie proszę szybko i skutecznie!

Ł. był (jest wciąż?) chory. Wylądował na antybiotyku, tak więc teraz wspólnie serwujemy sobie dragi. Zdziwiłam się bardzo, że się od niego nie zaraziłam - odpukać w niemalowane ;-) . 

W związku z tym, że jedną z metod mojej rehabilitacji jest ciągła aktywność i wszędobylstwo - nosi mnie siedzenie w domu. Szczególnie, gdy widzę tak piękną pogodę za oknem. Nie mam czasu na jakikolwiek wyjazd (praca, praca, praca), a jednocześnie cierpię, że nie mogę jechać. Ale jak to Ł. zawsze powtarza - życie jest sztuką wyboru i nie można mieć wszystkiego. Tylko dlaczego to takie trudne? ;-)

Aha - zdobyłam nową wiedzę - swędzenie nóg (mnie często swędzą uda), to tez efekt b&b.

piątek, 6 lutego 2015

Bartonella się wkurzyła?

Odkąd zaczęłam się zastanawiać nad tym, jak często mam mroczki przed oczami - okazało się, że mam je codziennie. Wczoraj to ich jakieś apogeum było. Przyznam szczerze, że zaczęłam nawet czytać, czy może jednak bartonella wywołuje herxy. Wydawało mi się, że nie. W każdym razie w sieci nie znalazłam nic mądrego, więc muszę zapytać o to za tydzień podczas kolejnej wizyty lekarskiej. Nawiasem mówiąc - czas pomiędzy wizytami upływa mi w ekspresowym tempie. Wracając do tematu - opcje są dwie. Albo Bactrim z Rifampicyną tak świetnie działają, że bartonella się wkurzyła i postanowiła mi pokazać swoją siłę. Albo też Bactrim i Rifampicyna nie radzą sobie z jej ujarzmieniem. Swoją drogą, gdy dwa razy zaczynałam rifampicynowe leczenie, to zawsze wiązało się to z wysypką na nogach, więc może rzeczywiście to efekt skutecznej kuracji, czego bym sobie bardzo życzyła.

Powoli zaczyna mi przechodzić ból nadgarstka. Dla przykładu - mogę już normalnie podnosić czajnik z wodą, choć czasem łapię się na tym, że podnoszę go asekuracyjnie, tak jak podnosiłam, gdy odczuwałam ból.

Nie potrafię się skupić na pisaniu - od trzech godzin nieustannie wiercą coś na klatce schodowej. Miałam zamiar pracować, ale w tym hałasie jest to niemożliwe. Oszaleć można.

Po południu jedziemy z Ł. na weekend w góry. Śniegu mnóstwo, mróz jest, więc będzie super. Miejmy nadzieję, że powrót do domu będzie lepszy niż ostatnio...

Ostatnio Ł. znów wysłuchiwał, jak to mi się nie chce codziennie wieczorem pakować leki na następny dzień. Jak najchętniej bym tym wszystkim rzuciła. Zostałam ubezwłasnowolniona w tym względzie. Muszę się leczyć, nie mam wyjścia, ale znów czuję się tym wszystkim zmęczona.