Długo mnie tu nie było. Z różnych powodów. Po pierwsze żyję w wiecznym niedoczasie. Z roku na rok mam coraz więcej obowiązków i zadań do wykonania. Po drugie i chyba ważniejsze nie chciało mi się ani myśleć, ani tym bardziej pisać o chorowaniu.
W telegraficznym skrócie postaram się opisać, co się wydarzyło w tym czasie, gdy mnie tu nie było. Po pierwsze okazało się, że mam anemię. Anemię, która uwidaczniała się tylko na poziomie płytek krwi. Dopiero po badaniu na poziom ferratyny, czyli białka magazynującego żelazo, wyszło szydło z worka. Mój poziom ferratyny wynosił 3, norma jest od 10 do 190. Gdzieś wyczytałam, że by nie wypadały włosy należy mieć ją na poziomie 80. Nie wiem, ile teraz jest, ale na pewno więcej. Włosy przestał wypadać! Hurra!
W temacie żelaza - piję żelazo w preparacie Ferroplex - dwa razy dziennie lub raz - w zależności od zaleceń lekarki. Przestałam również pić kawę, a wypijałam jej naprawdę dużo. Od momentu odstawienia kawy jest o wiele, wiele lepiej. Choć oczywiście początki były trudne - miałam typowe objawy odstawienia środka, który uzależniał. Do tego piję sok z buraka - raz kupiłam w aptece, a teraz taki sok robi mi teściowa.
Poza tym w sierpniu ze względu na złe wyniki krwi musiałam odstawić antybiotyki. We wrześniu wróciłam do Bactrimu, który od października biorę razem z ziołami. W listopadzie "dojadam" resztkę Moloxinu, który mam w domu. Być może to jest ostatni lub przedostatni miesiąc z abx. Potem w planie odgrzybianie i zioła, a potem koniec.
Nie jest idealnie, ale jest dobrze. Wciąż mam drobne objawy (mroczki i czasem wysypki), ale być może z powodu rozrusznika nie da się ich ca.łkowicie wyplewić. W każdym razie, gdy skończę z antybiotykami, to i tak zamierzam pić ziółka, a mam ich całkiem sporo - na bartonellę (trzy rodzaje), na węzły chłonne, na wątrobę, na śledzionę, na candidię. Tak więc Alleluja i do przodu! ;-)