Od pewnego czasu za oknem pogoda jest niezmienna - szaro, buro i ponuro. U mnie też niezmiennie - choć nie wiem, czy odcienie szarości są adekwatne by opisać tę niezmienność. Moja niezmienność polega na rutynie łykania tabletek, która powoli znów zaczyna mnie irytować. Wiem, że jest mnóstwo ludzi, którzy mają się gorzej i nie powinnam narzekać, ale kurczę blade - mnie już się nie chce... Choć wiem, że muszę.
W środę urodziny obchodziła moja mama. Zjechała się rodzina i w trakcie urodzinowego spotkania siostra taty opowiedziała historię swojej koleżanki, która właściwie jest obecnie warzywem i która jak się okazało - zdecydowanie za późno - m.in. choruje na boreliozę, a właściwie neuroboreliozę. Nie wiem, czy pozostałe choroby, które ma są jej następstwem, czy jest to zbieg nieszczęśliwych okoliczności, ale nie jest z nią dobrze. Ta historia mnie zmroziła, chyba wolałabym jej nie usłyszeć. Automatycznie włączyło mi się myślenie, że równie dobrze, to mogłabym być ja... To ja mogłam być na granicy życia i śmierci... Ze zdenerwowania - jak zwykle zaczęłam drapać skórki.
Już dwa tygodnie biorę Levoxę do spółki z Rifampicyną. Jeszcze trochę je pobiorę, bo objawy wciąż nie zniknęły. Z najbardziej wkurzających - wciąż obecne mroczki przed oczami (niezmienność). Co jakiś czas bolą mnie kolano-uda. Najczęściej wtedy, kiedy jestem najbardziej zmęczona. Tak było na przykład wczoraj wieczorem. W takim stanie nie jestem zdolna do normalnej egzystencji. Mogę się jedynie położyć do łóżka i spać. Najlepiej na plecach, bo w każdej innej pozycji kolano-uda bolą mocniej.
A tak poza tym, to wielkimi krokami zbliża się sezon narciarski. Jak się wszystko dobrze ułoży, to może w przyszły weekend uda się gdzieś wyskoczyć i delikatnie sobie poszusować. Delikatnie, bo przecież Levoxa, ścięgna, bla, bla, bla. Mimo wszystko nie jestem masochistką i z odrobiną racjonalności podchodzę do tego, ile mogę wycisnąć ze swojego organizmu,
Oglądałam ostatnio reportaż o gościu, który z rozrusznikiem serca zdobył Koronę Ziemi. Już wcześniej o nim słyszałam, ale zobaczenie reportażu pozwoliło mi lepiej poczuć jego historię. I wiecie co - on się wspina! Ja się pytam - jakim cudem wspina się z rozrusznikiem? Jakim cudem wyciąga tę pieprzoną lewą rękę w górę, łapie chwyt i się podciąga? Dlaczego on może, a ja nie? Dlaczego mi zabroniono?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz